Zrobiłem dwie sesje na podstawie gry i filmu „Tomb Raider”, pokazałem swoją wizję „Królewny Śnieżki”, był też cosplay serialu „Pamiętniki Wampirów”. Teraz przyszła pora na zdjęcia nawiązujące do serialu „The Walking Dead”.
Sesję tę planowałem od bardzo dawna, ale do skutku doszła dopiero w tym roku. Charakteryzacją zajęła się Karolina Zientek, fryzurami Aga z Le’Prestige. Asystował Mateusz „Pro” Prociak. Chyba pierwszy raz nie interesowało mnie kto będzie pozował – do takich zdjęć zawodowe modelki i tak nie były konieczne. Również pierwszy raz możecie zobaczyć na moich zdjęciach faceta. I wreszcie pierwszy raz miałem do dyspozycji lampy z generatorami, co umożliwiło mi zastępienie beauty disha czymś lekkim i mobilnym. Ale po kolei…
Miejsce do zdjęć znaleźliśmy dopiero dzień przed sesją. Planowaliśmy to zrobić na złomowisku, ale okazało się, że będzie to możliwe dopiero miesiąc później. W sumie nawet dobrze się stało, bo lokacja, w której ostatecznie odbyły się zdjęcia, była świetna – ruiny jakiegoś budynku przy dolomitach w Bytomiu.
The Walking Dead – sesja
Ponieważ to będzie dość rozbudowany wpis, zacznę od tego, jak powstały zdjęcia, a później szczegółowo opiszę sprzęt, którym to wszystko zrobiłem, bo jest on bardzo ciekawy; zupełnie inny niż to, czego używałem do tej pory – lekki, mobilny, z własnym zasilaniem. Modyfikator głównego światła też był inny. Zamiast beauty disha, użyłem softboxa (a właściwie okty) Aurora Firefly XL (produkuje go Aurora Lite Bank), który ma m.in. tę zaletę, że można w nim zamontować odbłyśnik taki, jak jest w beauty dishach. Ale szczegóły później.
Wracając do sesji… Najpierw Karolina ucharakteryzowała Roksanę, która tego dnia pozowała. Pierwsze zdjęcia powstały niedaleko wejścia do budynku – użyłem zestawu Discovery 1200 Ws z oryginalną głowicą (o tym też w dalszej części wpisu), która świeciła przez wspomniany wcześniej modyfikator Aurora Firefly XL (bez dyfuzorów zmiękczających światło, ale z deflektorem à la beuty dish). Światło kontrowe i jednocześnie wypełnienie tła zrobiłem gołą lampą reporterską, która znajdowała się w innym pomieszczeniu. Całość ustawiłem tak, żeby na zdjęciu od razu powstał mroczny klimat – dużo cieni, niekoniecznie cała postać musiała być oświetlona (właściwie było to nawet mocno niewskazane). Żeby tak się stało, lampa główna musiała świecić z boku, tak jak na poniższym schemacie:
To było zdjęcie testowe, ale okazało się, że oświetlenie jest już takie, jak być powinno, więc je opublikowałem:
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/3,5 | 1/200| ISO 160
I kolejne zdjęcia:
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/3,5 | 1/200| ISO 160
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/3,5 | 1/200| ISO 160
Po zrobieniu ujęć w tym miejscu, przenieśliśmy się na schody, które widać w tle. Na półpiętrze postawiłem statyw z główną lampą. Okazało się, że trzeba dołożyć kontrę, żeby tylne części ubrań były widoczne. Jak poprzednio, tak i teraz użyłem do tego lampy reporterskiej.
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5 | 1/200| ISO 160
Miałem drobne problemy z uzyskaniem odpowiedniego klimatu, bo nie było miejsca na wystarczające przesunięcie lampy, ale ostatecznie się udało. Większym problemem był brak obiektywu 35 mm, który dałby mi możliwość wykonania innych, dużo lepszych ujęć; niestety, musiałem zadowolić się tym co było. Po zrobieniu tej fotografii zrobiliśmy dwa zdjęcia beauty, chociaż w tym przypadku nazwa niezbyt oddaje charakter ujęć… Lampa główna została na półpiętrze, tylko nieco ją obniżyliśmy. Postacie stały przed schodami, a światło kontrowe zostało wyłączone.
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/7,1 | 1/200| ISO 160
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/7,1 | 1/200| ISO 160
Gdy trzecia postać czekała jeszcze na charakteryzację, wróciłem do fotografowania całych sylwetek, ale już w innej scenerii. Weszliśmy po schodach i kolejne ujęcia robiłem na piętrze. Tutaj również nie było zbyt wiele miejsca na rozstawienie lamp, ale udało się. Lampę reporterską, która na zdjęciach zza kulis jest widoczna na statywie, umieściłem w dziurze (okienku?) w ścianie, bo nogi statywu wchodziły w kadr. Światło skierowałem na ścianę, która normalnie byłaby czarną plamą. Powstały następujące zdjęcia:
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5,6 | 1/200| ISO 160
Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5,6 | 1/200| ISO 160
Przy takim samym ustawieniu wykonałem te fotografie:
Widać na nich okienko, w którym znajduje się lampa. Do zrobienia drugiej fotografii została wyłączona.
Następnie poszliśmy na dwór. Na start zdjęcie beauty ostatniego zombie:
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/4 | 1/200 | ISO 100
Zrobiłem je po nałożeniu szarego filtru na obiekty, żeby „wyłączyć” słońce. Poza główną lampą była też kontra na włosy.
Kolejną fotografią było pokazanie grupy zombie wychodzącej z lasu:
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/2,5 | 1/160 | ISO 100
Użyłem tu jednej lampy, bez kontr. Filtr szary wciąż był na obiektywie, ale ustawienia ekspozycji dobrałem tak, by nieco światła zastanego wypełniło tło.
Na koniec jeszcze takie foto:
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/4 | 1/200 | ISO 100
Aurora Firefly XL
Teraz sprawy sprzętowe… Zgodnie z tym, co pisałem przy okazji opisywania wcześniejszych sesji, mam dość ciężkiego sprzętu studyjnego, więc poszukuję lekkich i mobilnych rozwiązań. Beauty disha podczas tej sesji zastąpiłem bardzo ciekawym wynalazkiem – Softboxem Aurora Firefly XL. Miałem wersję 90 i 120 cm, ale moim potrzebom zdecydowanie bardziej odpowiada ten pierwszy. Niestety, mniejszych już nie ma; to znaczy są, ale nie z mocowaniem Bowensa, tylko dedykowane do lamp reporterskich (swoją drogą to też świetne rozwiązanie i rozmiar w sam raz do lamp niestudyjnych). Jednak na tę sesję 90 cm było idealne.
Czym Firefly różni się od innych softboxów i jakim cudem okta ma zastąpić beauty disha? Już tłumaczę. Otóż można dokupić do niej odbłyśnik, który montuje się w softboxie tak, żeby „zasłaniał” palnik lampy błyskowej. W efekcie używając softboxa z tym odbłyśnikiem, bez warstw zmiękczających światło, można uzyskać ostre i przyjemne światło, podobne do tego, jakie daje beauty dish. W dodatku jest to modyfikator z tych szybko rozkładanych i to wyjątkowo wygodny w rozstawianiu i pakowaniu – prawdziwy sprzęt mobilny, w którym nie trzeba mozolnie wkładać po kolei wszystkich prętów w mocowanie Bowensa. Niestety, posiada jedną ogromną wadę, której nie ma beauty dish – plaster miodu. Na sesji nie używałem żadnego, ale można zamontować taki z normalnej okty. Jednak te z beauty disha mogą być BARDZO gęste, bo są wykonane z metalu. Nie da się zrobić tak gęstego grida z materiału. Z drugiej strony to ma być mobilne, a metalowy grid zdecydowanie taki nie jest. Mam nadzieję, że jednak ktoś wkrótce wymyśli mobilną alternatywę.
Jinbei Discovery 600 i 1200 Ws
Musiałem wziąć jakieś lampy. Tam, gdzie odbywała się sesja, nie ma prądu, więc mogłem zabrać wielki, uniwersalny generator do standardowych lamp studyjnych albo lekkie lampy z własnym zasilaniem. Wybrałem tę drugą opcję. Najpierw myślałem nad lampami reporterskimi, ale ich moc nieco ogranicza i nie mógłbym wtedy robić zdjęć na zewnątrz. A skoro trafiła się możliwość wykorzystania czegoś innego, to chętnie skorzystałem.
Wziąłem więc zestaw Jinbei Discovery 1200 Ws oraz drugi 600 Ws i dodatkowe głowice o takich samych mocach. Czym jest owe Discovery? To bardzo mobilne lampy błyskowe. Naprawdę BARDZO. Głowica jest malutka i waży tylko 500 g. Do torby, którą ostatnio opisywałem, zwykle mieszczą się trzy lampy studyjne. Natomiast mi udało się spakować do jednej takiej torby oba zestawy Discovery, czyli: dwie głowice podstawowe, dwa generatory i okablowanie oraz dwie dodatkowe głowice (kupuje się je osobno). Zostało też miejsce na malutkie czasze dołączone do zestawu. Te dodatkowe głowice, które otrzymałem, pochodzą z nowej serii Pro – ważą 800 g i są większe od standardowych. Nie musiałbym tego wszystkiego przekładać do swoich toreb, bo do zestawu dołączono walizki do transportu. Przełożyłem to po to, żeby zajmowało mniej miejsca i było lżejsze.
Jak to działa?
Jest generator, do którego specjalnym kablem (2,5 m) podpina się głowicę. Na generatorze znajduje się całe sterowanie – regulacja mocy lampy odbywa się za pomocą potencjometru w zakresie 1–5 EV, czyli minimalnie można zejść do 1/16. Jednak tak naprawdę regulacja jest większa…
W generatorze są dwa gniazda, do których podpina się głowice. Pierwsze oznaczone „A + B” i drugie „B”. Maksymalna moc generatora to 1200 Ws, ale na pierwsze gniazdo jest podawane 800 Ws, a na drugie 400 Ws i to właśnie z tych wartości możemy zejść na 1/16. Jest też przycisk, po naciśnięciu którego pierwsze gniazdo otrzyma pełne 1200 Ws. Niestety, nie da się regulować mocy oddzielnie dla obu gniazd, czyli dla obu lamp. Do jednego generatora można podpiąć jedną lub dwie głowice.
Akumulator w obu zestawach jest ten sam – litowo-polimerowy 6000 mAh, 24 V. Nie miałem okazji sprawdzić jego wytrzymałości, ale z jedną głowicą 1200 Ws zrobiłem ok. 200 zdjęć na minimalnej mocy i ok. 100 z ustawieniem w okolicach maksimum (ale bez przekierowywania pełnej mocy z generatora, czyli realnie było wówczas ok. 600–800 Ws). Poziom naładowania wciąż wskazywał maksimum, czasami przeskakując na chwilę na 1/2. Jednak po kilku zdjęciach testowych bardzo szybko zaczął wyświetlać E1, co oznacza niski poziom naładowania baterii i koniec błyskania (mimo że wskaźnik był wtedy na maksimum lub 1/2). Możliwe więc, że po prostu urządzenie źle wskazywało. Być może trzeba skalibrować wskaźnik (rozładować do wyłączenia, a następnie naładować na maksimum), jak w telefonach, co kilka miesięcy – nie wiem, sprawdzę to przy najbliższej okazji. Nie używałem wtedy światła pilotującego, chociaż takie też lampa posiada. Jest ono diodowe i ma 10 W. To niewiele, ale w przypadku lamp zasilanych akumulatorami priorytetem jest mały pobór mocy.
Backstage
[nggallery id=9]
Podsumowanie
Takie sesje robi się zupełnie inaczej niż fashion i beauty – można skupić się wyłącznie na klimacie, a nie na ukazywaniu piękna :). W klimatach zombie prawdopodobnie powstanie jeszcze jedna sesja, ale nieprędko. Będzie wtedy więcej akcji i raczej bliżej „Resicdent Evil” niż „Walking Dead”.
Sprzęt podesłał na sesję importer – Fripers.