Kolejny raz Lara Croft w moim wydaniu. Pierwsze zdjęcia z Larą (tutaj znajdziecie opis sesji) narobiły niezłego zamieszania – dzięki nim zacząłem uważać, że kiedyś będę umiał robić zdjęcia i w końcu nabrałem odwagi, żeby umawiać się z tymi już nie całkiem początkującymi maxmodelkami.

Minęło trochę czasu i stwierdziłem, że pierwszą sesję z Larą skopałem pod wieloma względami. Pojawiła się wizja, żeby zrobić Tomb Raidera raz jeszcze, ale dopiero kiedy podniosę poziom umiejętności. W sumie trwało to kilkanaście miesięcy.

W międzyczasie zapowiedziano kontynuację gry Tomb Raider, w której Lara nie wyglądała już tak jak kiedyś:

Zmienili dość sporo w wyglądzie, nawet rysy twarzy były inne. Poza tym Lara była inaczej ubrana, cała poraniona i umazana w swojej własnej krwi. A że krew lubię bardzo, to od razu stwierdziłem, że nie ma sensu powtarzać poprzedniej sesji, tylko trzeba zrobić nową w takiej konwencji, w jakiej miała być nadchodząca gra. Bez zmian pozostały główna bohaterka, Klaudia Danch (Kala), i miejsce sesji – ruiny cementowni w Będzinie. Lokacja świetna, ale jak już przy okazji poprzedniej Lary wspominałem, w tej chwili legalnie już tam wchodzić nie można. Do dyspozycji miałem trzy lampy reporterskie (Yongnuo YN-460II), co było problematyczne, bo miałem pomysł na wykorzystanie większej liczby. Trochę ratowałem się blendą, próbując odbijać światło błyskowe. Ale po kolei…

Powyższe zdjęcie bazowało na naszej poprzedniej sesji. Nie wyszło tak jak chciałem, ale postanowiłem je wrzucić mimo to.

Lara Croft: Przygotowania

Pistolety i kabury miałem z poprzedniej sesji, a ciuchy Klaudia wzięła z domu. Najpierw przez kilka godzin Karolina Zientek przygotowywała Klaudię do roli Lary. Zrobiła jej wielką ranę na czole plus kilka mniejszych na twarzy i reszcie ciała. Wykonała też make up, fryzurę, owinęła ją bandażami, dodała całkiem sporo krwi i sprawiła, że ludzie z przerażeniem patrzeli na Klaudię, kiedy szła przez targ do zaparkowanego w pobliżu samochodu. Opis całej stylizacji znajdziecie na blogu Karoliny.

Po godzinie dojechaliśmy na miejsce; rozpakowywanie sprzętu również trochę trwało. Mateusz „Pro” Prociak, czyli mój asystent, dzielnie mi pomagał, więc szło to raczej sprawnie. Zdjęcia robiliśmy na terenie ruin, dlatego wziąłem rozkładane krzesła i maty, które można było położyć na ziemi i na nie rzucić ciuchy razem z resztą gratów (maty kupiłem w Tesco za grosze – sprawdzają się świetnie). Ze sobą zabrałem także zawsze towarzyszące mi pięciolitrowe baniaki z wodą – przydały się m.in. do zrobienia błota, którym została wysmarowana Kala. Poza tym używałem ich do dociążania statywów. Na miejscu Karolina skończyła charakteryzację i zaczęliśmy robić zdjęcia. Problemem był głównie czas, bo okazało się, że najpóźniej ok. 17.00 musimy kończyć, a to oznaczało, że zostały nam niecałe cztery godziny na sesję i spakowanie się. Najpierw na szybko kadr portretowy, później jeszcze taplanie Kali we wspomnianym wcześniej błocie i zaczęliśmy z kadrami docelowymi.

Jeszcze jedno zdjęcie z sesji, które przeznaczyłem do kasacji, ale na blogu niech zostanie.

Ciekawostka: W mieście Dukinfeld niedaleko Manchesteru policjanci wyważyli drzwi jednego z domów i zza kanapy celowali do postaci, która się w nim znajdowała. Owa postać trzymała dwa pistolety. Policjanci zauważyli ją przez okno i stąd interwencja. Tą postacią okazała się być figurka Lary Croft w skali 1:1. Lara została skonfiskowana jako dowód, a jej właściciel siedział 13 godzin na komisariacie z zarzutem stwarzania zagrożenia związanego z bronią palną.

Światło

Sufit był bardzo wysoko, a ściany oddalone od siebie. Do dyspozycji miałem jedynie lampy reporterskie Youngnuo YN460-II z parasolkami transparentnymi i zestaw blend (raczej nieprzydatne, ale pamiętam, że jednej użyliśmy), czyli opisywany przeze mnie kiedyś „zestaw za tysiaka”. Do lamp studyjnych nie miałem zasilania, a na beauty disha szkoda mi było mocy (i tak by jej nie wystarczyło) – zdjęcia musiałbym robić na bardzo niskich przysłonach z wysokim ISO, żeby miało to jakikolwiek sens przy lampie reporterskiej. Wtedy wpadałoby mi już światło zastane, czego nie było w planach, więc dish został w domu. Dzięki temu, że ściany i sufit były tak daleko, dało się odseparować światło główne od pozostałych lamp (normalnie parasolka transparentna „wali” wszędzie na około i światło odbija się od wszystkiego; tutaj na szczęście nie miało od czego). W każdym razie udało mi się uzyskać klimat samym oświetleniem – było mrocznie, ze sporą ilością cieni, czyli zgodnie z planem. Photoshopa użyłem jedynie do koniecznych poprawek, czyli tak jak lubię najbardziej.

Najpierw kadr portretowy, wykonany głównie z myślą o portfolio wizażystki (a tym razem raczej charakteryzatorki):

Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/5,6, 1/200, ISO 200

Mówiąc krótko – zawaliłem go. Na tło powinna świecić osobna lampa, a na postać dwie kontry zamiast jednej. Niestety, było to robione w wielkim pośpiechu, żeby czym prędzej zacząć robić docelowe zdjęcia. Wtedy wydawało mi się, że jest OK. Setup tak prosty, że schematu nie ma sensu dawać – główne światło zza parasolki, lekko z prawej strony (patrz: cień pod nosem) i kontra, którą widać na włosach i szyi.

Drugi kadr był najważniejszy. Inspiracją była jedna z tapet promujących grę. Wyszło tak:

Lara Croft: Tomb Raider

Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/5,6, 1/200 ISO 320

W tym przypadku zdjęcie było wcześniej zaplanowane i dokładnie wiedziałem, jak ma wyglądać. Nie było więc większych problemów i skupialiśmy się na detalach – jak trzymać nóż, jak powinien zwisać bandaż, jak ma być skierowana dłoń i tym podobne rzeczy, które dla mnie są bardzo istotne. Setup równie prosty co poprzednio – światło główne zza parasolki transparentnej i goła kontra, rozświetlająca przy okazji miejsca, w których bez niej powstałyby czarne plamy. ISO zwiększone do 320, bo w lampie głównej było za mało mocy.

Przy okazji macie też porównanie: przed użyciem Photoshopa i po. Przede wszystkim usunąłem schodek z lewej strony (na szczęście na innych zdjęciach go nie ma), poprawiłem kolor twarzy, błoto na bucie i jakieś detale, żeby również w pełnej rozdzielczości wszystko było OK:

Kolejne zdjęcie z podobnym światłem głównym, ale bez kontry. Zamiast tego druga lampa została przeniesiona w inne miejsce i ustawiona tak, żeby bardzo delikatnie oświetlić fragment ściany, który znajduje się nad głową; bez tego włosy za bardzo zlewały się z tłem. Obiektyw zmieniłem ze 135 mm na 50 mm. Zdjęcie wyszło tak:

Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5,6, 1/200s, ISO 400

ISO zwiększone z tego samego powodu co wcześniej – lampa nie dawała rady. Miało być mrocznie, więc twarzy nie doświetlałem kolejnym światłem. Mocno zacienione miejsca mi odpowiadają, co zresztą da się zauważyć oglądając inne sesje w moim wykonaniu. Przy kolejnym zdjęciu lampy ustawiłem identycznie, tylko tym razem w tle widać więcej ściany i jest minimalnie bardziej oświetlona:

Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5,6, 1/200s, ISO 320

Na następnym zdjęciu użyłem już sporo Photoshopa, bo efekt rozmycia motion blur został dodany w postprocessingu. Mój zoom nie działał, więc nawet nie kombinowałem nad uzyskaniem takiego efektu od razu, bez obróbki, bo nie miałem jak. Na szczęście PS ma wbudowany filtr motion blur, więc wystarczy chwila zabawy i gotowe. Logo nieświadomie wstawiłem nie z tej wersji gry co trzeba, tylko z wcześniejszej. No ale nie będę już zmieniał, niech tak zostanie.

Lara Croft: Tomb Raider

Nikon D700 | Sigma 50mm 1,4 EX DG HSM | F/5,6, 1/200s, ISO 320

Podsumowanie

O ile parasolki transparentne w pomieszczeniach zawsze mnie denerwowały, to tym razem ściany i sufit były na tyle daleko, że można było zapanować nad nimi w 100%. Starałem się nie podchodzić z nimi zbyt blisko postaci, żeby cienie nie były za miękkie. To z kolei oznaczało, że przy przysłonie 5,6 i lampach oddalonych od postaci zaczynało brakować mocy. W efekcie ISO wielokrotnie szło w górę. Mogłem, jak w przypadku poprzedniej sesji z Larą, wpuścić światło zastane, zamiast tworzyć wszystko od zera błyskami, ale stwierdziłem, że jak chcę mieć klimat, to zastane mi go zepsuje wypełniając cienie. W związku z tym od początku do końca wszystko na czasie 1/200 s i drugi raz zrobiłbym tak samo. Ogólnie ze zdjęć byłem bardzo zadowolony. Szkoda tylko, że nie było czasu na zrobienie większej liczby kadrów (początkowy plan zakładał nawet 15), ale przy takiej ilości robionej w jednej lokacji mogłoby być monotonnie. W każdym razie tę sesję wspominam bardzo dobrze. Retusz tego to także była sama przyjemność – żadnego przejmowania się skórą i detalami. Miła odmiana od zdjęć beauty :).

PS.

Twórcy Tomb Raidera wspomnieli o moich zdjęciach na oficjalnej stronie i jak widać moja marka Thomas Voland jeszcze wtedy nie istniała:

Tomb Raider

Zobacz pozostałe moje cosplaye klikając tutaj.