Search
Close this search box.
Życie w Bangkoku

Przeprowadzka do Bangkoku w Tajlandii – koszty życia itd.

Ten wpis został napisany w lutym 2014 r, ale później postanowiłem go porządnie zaktualizować (ostatnie zmiany: 24.04.2021). Napisałem też kontynuację tego artykułu, poruszającą inne tematy. Jeśli bardziej od kosztów i innych zupełnie podstawowych informacji, interesuje cię cała reszta, a przede wszystkim jak się mieszka w Tajlandii dłużej, to lepiej zacząć od innego wpisu: Bangkok po 3 latach mieszkania w nim.

Przeprowadziłem się do Bangkoku, bo gdzieś trzeba było, a to właśnie Tajlandia wydawała się najlepszym miejscem do życia. Szukałem dla siebie lokum w Warszawie, ale nie znalazłem niczego, co by mi odpowiadało. Były fajne mieszkania, ale w kwotach takich, że nie za bardzo widziałem sens wydawania tych pieniędzy w Polsce, skoro były wystarczające do życia w dużo ciekawszych miejscach.

W Bangkoku można żyć na bardzo dobrym poziomie przy niskich kosztach, albo na rewelacyjnym poziomie, wciąż wydając mniej niż za przeciętność w Nowym Jorku czy w Mediolanie. Do tego, dobre połączenia lotnicze z całą Azją, bezpieczeństwo (brak rozbojów, ale kradzieże się zdarzają) i wiele więcej. W roku 2013 przyleciałem na trzy miesiące z zamiarem zostania dłużej, jeśli mi się spodoba. Po pierwszym kwartale podpisałem roczną umowę na wynajem mieszkania. Mieszkam w Bangkoku do teraz.

Bangkok

Wszędzie przeczytacie, że Bangkok to miasto kontrastów. Nic dziwnego – znajdziemy tu drapacze chmur, wielkie centra handlowe, pięciogwiazdkowe hotele i podobnie wyglądające szpitale, ośmio-pasmowe drogi w mieście, salony Porsche i Ferrari, a wśród nich budki z bardzo tanim jedzeniem, stoiska z pirackimi filmami, czasem budynek przypominający te z czasów naszego PRL-u i tuk-tuki wożące ludzi.

Pogoda

Temperatury są bardzo wysokie – to najgorętsze miasto świata (wg. Światowej Organizacji Meteorologicznej). O ile termometr często wskazuje okolice 35 stopni, to temperatura odczuwalna jest zazwyczaj wyższa. Jednak wszystko zależy od pory roku, a te są trzy. Najcieplej jest pomiędzy marcem a majem. W innych miesiącach jest całkiem znośnie, ale wyraźnie temperatura spada dopiero w okolicach listopada. Od listopada do lutego to najlepszy okres na wczasy. Panuje wtedy pora sucha i ciepła. Jest wtedy o wiele chłodniej niż przez resztę roku (ok. 30 stopni i temperatura odczuwalna jest na podobnym poziomie) i deszczu nie ma prawie w ogóle.

W każdym sklepie jest klimatyzacja, tak samo w taksówkach i mieszkaniach. Jednak w mieście nie ma klimatyzowanych korytarzy w roli chodników, więc chcąc się dostać pieszo z punktu A do B, można się spocić. Są od tego wyjątki w postaci hubów łączących ze sobą budynki, ale to wciąż rzadkość. W połowie kwietnia jest obchodzony Songkran, czyli festiwal wody.

Przywołuje się wtedy wodę i od końca maja zaczynają się opady. W Bangkoku deszcz jest raz często później i tylko raz na kilka dni, ale w niektórych rejonach znacznie częściej. W okolicach sierpnia nawet w Bangkoku częstotliwość opadów się bardzo mocno nasila – zdarza się, że występują nawet codziennie po kilka razy, ale normą jest jedna ulewa dziennie. Deszcz trwa np. godzinę, ale po pierwszych 10 sekundach wygląda się jak po wskoczeniu do basenu. Tak więc w Bangkoku żyje się fajnie od listopada do lipca, a w pozostałe 3 miesiące trzeba być przygotowanym na to, że może sporo padać. Najgorzej pod tym względem wypada wrzesień i październik.

Koszty życia w Bangkoku

Koszty życia w Tajlandii to temat poruszany przez wszystkich. Mogą być bardzo niskie, ale również da się bez problemu wydać grube tysiące. W Tajlandii walutą są Bahty Tajskie (THB). Widnieje na nich symbol króla, więc nie wolno ich gnieść; a gdy banknot upadnie nam na ziemię, absolutnie nie powinno się na niego nadepnąć. 10 THB to ok. 1 zł, więc wystarczy dodać przecinek i otrzymuje się kwotę w złotówkach. Operuje się głównie gotówką, ale bankomaty są wszędzie. Przy każdej wypłacie pobierana jest prowizja (180–200 THB), której wysokość jest niezależna od wypłacanej kwoty. Jednorazowo można wypłacić do 30 000 THB.

Jedzenie w Tajlandii
Obiad na ulicy można zjeść za ok. 40 THB (w tym często wliczona jest woda do picia). Zazwyczaj jest to ryż z dodatkami w każdej możliwej postaci lub makaron w wielu odmianach.

Typowe tajskie jedzenie

To co widać na zdjęciu (makaron z kurczakiem + sosy i nieco zupy) kosztuje 45 THB.

W domu nikt nie gotuje (no prawie nikt). Po pierwsze, nie opłaca się dla jednej czy dwóch osób, po drugie jak nie mieszkasz na totalnym odludziu, to minutę od domu masz minimum kilkanaście miejsc, w których można zjeść (są też miejsca otwarte w nocy i nocny market, w którym można kupić nie tylko jedzenie, ale nawet elektronikę, ubrania itd.). Najpewniej będzie też miejsce z którego dostarczą posiłek do domu w maksymalnie kilkanaście minut. W ostateczności można udać się do sieci sklepów 7eleven – tam na miejscu podgrzewają gotowe posiłki. Sklepy te są wszędzie. Mam na myśli naprawdę wszędzie – zdarza się, że są oddalone od siebie tylko o kilkadziesiąt metrów. Oprócz tego znajdziemy także inne sklepy czynne non stop.

W całej Azji drobne kawałki surowej ryby są tanie i stać na nie nawet bezdomnego. W Polsce natomiast z jakiegoś powodu uważa się, że sushi to danie ekskluzywne i powinno być drogie. W Bangkoku jak już nie stać Cię na jedzenie, to zawsze możesz kupić sushi. Oczywiście, trochę przesadzam, bo są też droższe zestawy, ale zdecydowanie nie jest to traktowane jako produkt luksusowy.

To tyle jeśli chodzi o tanie jedzenie. Dania zagraniczne są droższe. Np. pizza kosztuje jakieś dwa razy więcej niż w Polsce, a importowane słodycze mogą mieć nawet 300% polskiej ceny. Fast foody ceny mają zbliżone i wszystkie popularne firmy są dostępne, chociaż menu różni się nieco. Ceny Coca-coli i innych napojów wynoszą ok. 14 THB za puszkę, 17 THB za butelkę 0,5 l i 24 THB za 1,25 l. Woda pitna z automatu kosztuje ok. 1 THB (10 gr.) za 1 litr, a mleko ok. 45 THB za 0,8 l. Popularne są mleka smakowe – o smaku papai, japońskiego melona, arbuza, herbaty i wiele, wieeele innych. Alkohole są drogie. Bardzo popularna jest whisky, bo za wódkę trzeba zapłacić znacznie więcej. Za Red Bulla w oryginalnej formie (niegazowany napój w butelce 150 ml) zapłacimy 10 THB, podobnie jak za inne tego typu napoje. Tajowie piją je co chwilę.

Ciekawostka: Red Bull pochodzi z Tajlandii; do Europy został sprowadzony w 1984 roku (od 1995 roku dostępny w Polsce). Przed wprowadzeniem go na rynek europejski przeprowadzono badania, które wykazały że „ten produkt to katastrofa, ludzie nie zaakceptują jego smaku, logo ani nazwy”.

Tajskie słodycze typu batoniki, kupują chyba tylko masochiści, a zagraniczne są zazwyczaj droższe niż w Polsce. I tak Mars kosztuje 24 THB, KitKat – 25 THB, Kinder Bueno – 35 THB, Snickers 20 THB, Lay’s (75 g) – 30 THB, Nutella (370 g) – 180 THB. Wszystko tutaj pakowane jest w małe opakowania. Jeśli chcesz więcej chipsów, to musisz kupić kilka opakowań. Ich smaki też są kwestią dyskusyjną – te o smaku kraba albo ośmiornicy można kupić wszędzie, natomiast paprykowe już trudniej dostać.

Kubek lodów kokosowych to 20–40 THB, a ceny lodów Algidy/Nestle są podobne do tych obowiązujących w Polsce. Za naleśnika z bananami, polewanego słodkim mlekiem (tzw. Roti) zapłacimy ok. 30 THB – jeszcze nie spotkałem osoby, która po spróbowaniu nie chciałaby ich kupować każdego kolejnego dnia przez przynajmniej kilka tygodni.

Mieszkania – wynajem poniżej miesiąca
Czyli opcja dla osób na wczasach, albo dla tych, którzy potrzebują tymczasowego miejsca na czas poszukiwań docelowego apartamentowca. Sprawa wygląda identycznie jak na całym świecie, czyli albo wynajęcie hotelu przez Booking.com, albo opcja zazwyczaj atrakcyjniejsza pod kątem finansowym i jakościowym, czyli wynajem mieszkania na Airbnb. Jak ktoś raz spróbuje, to raczej do hoteli nie wróci – po prostu w cenie małego hotelowego pokoiku można mieć całe mieszkanie, często w znacznie lepszej lokalizacji i bardzo wysokim standardzie. W Bangkoku wybór jest ogromny, od małych i bardzo tanich pokoi, do luksusowych penthousów. 

Np. za niecałe 100 zł za noc, w szczycie sezonu wynajmowałem całe mieszkanie przy głównej ulicy w turystycznej miejscowości Hua Hin (z kuchnią i łazienką). Kilka razy większe i kilka razy lepiej wyposażone niż jakiekolwiek hotele w podobnej i nawet sporo wyższej cenie.

Airbnb w Tajlandii

Poza tym co widać na zdjęciu jest sofa, telewizor, stolik śniadaniowy, meble, kuchnia z lodówką (oczywiście łazienka także) itd. Internet w cenie, a także… basen, siłownia i klimatyczne lobby do dyspozycji gości:

Airbnb w Tajlandii

Oczywiście można mieć też o wiele lepsze lokum, ja rezerwowałem na ostatnią chwilę, więc wybór był ograniczony. W każdym razie po skorzystaniu z Airbnb raczej do hoteli się już wracać nie chce. Np. w Tokio wynajmowałem pojedynczy pokój w cenie, przy której hotele praktycznie w ogóle nie istnieją – właścicielka była w tym czasie za graniczą i miałem do dyspozycji prawie całe mieszkanie, tak duże jakie w Japonii niemal nie występują (cały czas płacąc tylko za jeden pokój).

Zarejestruj się na Airbnb z tego linka, a dostaniesz za darmo ponad 100 zł do wykorzystania gdziekolwiek na świecie, nawet w Polsce (również jeśli wykorzystasz to dopiero za kilka lat, a nie od razu).

Mieszkania w Tajlandii – wynajem długoterminowy
Można też skorzystać z Airbnb, bo niektórzy oferują bardzo duże rabaty przy wynajmie na miesiąc lub dłużej, ale większość tego nie robi, dlatego skupię się na innych możliwościach. Na kilka miesięcy można wynajmować pokój w Mansion (coś jakby hotel, mający przygotowane oferty wynajmu na 1, 3, 6 i 12 miesięcy). Natomiast apartamentowce (condominium) zazwyczaj wymagają podpisania umowy minimum na rok i podpisuje się ją z właścicielem konkretnego mieszkania, a nie z obsługą w recepcji (także w conominium formalności jest więcej, a poszczególne mieszkania mogą wyglądać zupełnie inaczej bo urządza je ich właściciel). W Mansion stawki za prąd i inne media są zawyżone, w apartamentowcach obowiązują stawki rządowe.

Zdecydowanie najpopularniejsze są jednopokojowe studia (większość ma ok. 25 m2). Takie mieszkanie o przyzwoitym standardzie to koszt w granicach 6000–8000 THB miesięcznie (bezpośrednio przy stacjach metra za to samo liczyć trzeba dwa razy więcej). Oczywiście mowa o mieszkaniach z zamontowanym klimatyzatorem, bo bez tego to mało kto tutaj przeżyje, zwłaszcza jak dopiero co przyleciał z Polski. Można też wynająć coś dużo tańszego, ale co za tym idzie, o niższym standardzie. Poza tym ceny mocno się zmieniają w zależności od długości trwania umowy (tych lepszych mieszkań na krótko nie da się wynająć w ogóle, lub różnica w cenie jest bardzo duża).

Gdy mieszkałem w 36 m2 studio, w Mansion, to koszty wyglądały następująco: była recepcja, windy, basen, na każdej zmianie kilku ochroniarzy, monitoring, kryty parking, restauracja czynna 24 h/dobę, bar, niecałe 300 metrów do najbliższego sklepu 7/11 i kilka mniejszych sklepów po drodze. Czyli taki tajski standard – wszystko to jest w niemal wszystkich miejscach na wynajem, a zazwyczaj jeszcze dużo więcej. Odległość od stacji metra to 1,2 km. Wynajem dzienny kosztuje 750 thb (wliczony prąd i woda, sprzątanie i pełne wyposażenie), wynajem na 1-3 miesięcy to 10 500 thb/mc (internet, prąd i woda liczone osobno), natomiast wynajem minimum 6-miesięczny to 6200 THB/mc, ale bez lodówki, telewizora czy jakichkolwiek dodatków – można je wynająć, ale jak ktoś mieszka na stałe, to zazwyczaj lepiej kupić. Jak widać rozbieżności cenowe mogą być bardzo duże, nawet jeśli chodzi o wynajem tego samego pokoju, tyle że na różny okres.

Koszty wynajmu mieszkania z drugim pokojem są w Bangkoku bardzo różne (czasami to wciąż 30 m2, tyle że ze wstawioną ścianą przy łóżku, ale zazwyczaj jest to rzeczywiście większy metraż). Za kwaterę z dwiema sypialniami wychodzi zdecydowanie drożej. W moim przypadku cena w Mansion wyniosła 25000 THB za 95 m2. Z rachunkami ok 4000 THB więcej (salon, dwie sypialnie, dwie łazienki, całe wyposażenie w cenie, sprzątanie raz w tygodniu. W budynku recepcja, basen, siłownia, ochrona, monitoring, parking, dwie restauracje). To samo w lepszej lokalizacji byłoby znacznie droższe.

W obecnym mieszkaniu (77 m2, 2 sypialnie, salon z kuchnią, małe pomieszczenie gospodarcze, balkon) wychodzi 33 500 THB przy 2-letnim kontrakcie, ale jest to jeden z najfajniejszych apartamentowców w mieście, a na czas pandemii cena spadła do 26500 THB. Poza tym budynek ma własną galerię handlową z wieloma innymi udogodnieniami i leży w jednej z najlepszych lokalizacji w Bangkoku (do mieszkania na stałe, bo turystycznie jest wiele lepszych opcji).

Cena jak na Tajlandię jest wysoka, ale w innych krajach taki poziom jest nieosiągalny nawet za wielokrotnie większe kwoty, więc szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Zresztą wystarczy spojrzeć na widok z okna, z którego widać patio:

Mieszkanie w Tajlandii

Przy okazji sesji z Marią, zrobiłem kilka dodatkowych fotek na balkonie

Także można o wiele taniej, ale można też znacznie drożej, bo ceny dużych mieszkań w takich miejscach są znacznie większe (60 000 THB i więcej). Jednego jestem pewny – wydając tyle samo na mieszkanie w Bangkoku i w Warszawie, poziom zawsze będzie zupełnie inny – ten w Polsce jest znacznie niższy. I właśnie tak się najlepiej nastawić – że w Bangkoku nie jest taniej niż w Warszawie, ale jest lepiej.

Basen w apartamentowcach to w Tajlandii standard

Każde przyzwoite lokum dysponuje basenem

Serwis sprzątający czasem jest w cenie, a jeśli nie, to można zamówić pojedyncze sprzątanie. Koszt zrobienia prania (pralki są zazwyczaj na parterze budynku), to ok. 20 – 40 THB + cena proszku.

Trudno porównywać to wszystko do warunków panujących w Polsce, gdzie w cenie wynajmu otrzymujemy zazwyczaj jedynie sąsiadki obgadujące wszystkich wokoło.

Największym minusem mieszkań w Tajlandii są łazienki. Ich standard zupełnie odbiega od pozostałych pomieszczeń w mieszkaniu, a biorąc prysznic woda leje się wszędzie – Tajowie chyba dopiero od niedawna wiedzą o istnieniu kabin prysznicowych. Na szczęście w lepszych miejscach są normalne łazienki, z prysznicem jak w Europie.

Chcąc znaleźć mieszkanie, można szukać ogłoszeń w Internecie, np. na ddproperty (condo) lub thaiapartment (mansion), ale duża część mieszkań na wynajem nie jest w ogóle ogłaszana w języku angielskim. Tak naprawdę wystarczy się przejść ulicą, żeby w ciągu kilku minut znaleźć kilka (albo kilkanaście) Mansion z mieszkaniami do wynajęcia. Na pierwsze lokum to najwygodniejsza opcja.

Na poniższym filmie fajnie pokazano jak obecnie buduje się mieszkania (zademonstrowane mieszkanie jest malutkie, ale w tym samym budynku można kupić też kilka razy większe). Nie jest to coś ekskluzywnego, tylko odpowiednik nowego polskiego bloku. Cena też nie jest wyższa, a pewnie nawet niższa niż za ten sam metraż w Warszawie. Wideo pochodzi z kanału Przystanek Tajlandia, gdzie dawniej pojawiały się też inne filmy pokazujące życie w Tajlandii.

http://youtu.be/F9LXTLGZ8tA

Kilka cech charakterystycznych Bangkoku #1

  1. Popularne jest podawanie napojów w foliowych workach. Wypełnia się je lodem, zalewa i pije przez słomkę. Jednak obecnie kubki są już popularniejsze od worków.
  2. W sklepach sprzedawca sam pakuje do reklamówek  wszystko co kupiliśmy . Często niewielkie zakupy lądują w wielu jednorazówkach – osobno rzeczy z lodówki, osobno jedzenie, osobno środki czystości itd. Dopiero w 2018 roku zauważyłem pierwsze przejawy myślenia o ekologii.
  3. Kupując jedzenie do samodzielnego podgrzania (typu sandwich, parówki, udka z kurczaka itd.), sprzedawca zapyta się czy przygotować je na miejscu (bezpłatnie).
  4. Niegazowane napoje energetyczne można kupić wszędzie. Najpopularniejszy jest M150 i Red Bull. Są sprzedawane w butelkach ok. 125 ml. Bardzo popularne wśród taksówkarzy i taxi-motocyklistów. Często mieszane z napojami alkoholowymi. 

Praca w Bangkoku

Ja tutaj nie przyleciałem pracować lokalnie, a jedynie mieszkać – moja firma jest w Hong Kongu. Nie mam więc żadnego doświadczenia w tym temacie, ale sporo wiem od znajomych, którzy tutaj pracują, czy po prostu z Internetu. Liczba zawodów jest bardzo ograniczona. Jeśli jakiś zawód może wykonywać Taj, to nikt nie zatrudni w jego miejsce białego człowieka. Ustawowo musiałby mu zapłacić minimum 50 000 THB, załatwić wizę, pozwolenie na pracę i udowodnić, że nie dało się znaleźć Taja na to stanowisko. W dodatku liczba zatrudnionych obcokrajowców jest ograniczona kapitałem firmy. W efekcie większość zaczyna tutaj jako nauczyciele angielskiego, bo o tę pracę najłatwiej. Zarobki na tym stanowisku są niższe – ok. 30 000–35 000 THB/mc. Za taką pensję można tutaj mieszkać nie przejmując się, że zabraknie na bieżące wydatki. Może nie będzie to życie na wysokim poziomie, ale na pewno na wyższym niż w Polsce za 3500 zł na rękę. Specjalnych umiejętności i wykształcenia pedagogicznego posiadać nie trzeba – dlatego nauczaniem zajmuje się wiele młodych osób, które dopiero co przybyły do Tajlandii. W każdym razie o pracy w tym miejscu znajdziecie pełno informacji w Internecie, tylko zwracajcie uwagę na to, żeby były napisane niedawno. W Tajlandii są wprowadzane bardzo duże zmiany i plan jest taki, żeby nauczyciele byli specjalnie szkoleni. W innych zawodach pracują specjaliści, często wysyłani do Tajlandii przez firmy z innych krajów.

Modelki w Bangkoku

Skoro ten blog, poza tym jednym wpisem o Bangkoku, dotyczy tylko i wyłącznie o fotografowania modelek, to trudno żebym nic na ten temat nie napisał. Do Bangkoku przylatują modelki z całego świata.

Modeling w Tajlandii

Ayaka z Tokio – pierwsza sesja jaką zrobiłem w Bangkoku. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Azjatki koniecznie trzeba pokazywać z jak najbielszą cerą :).

Zlokalizowane są tutaj świetne agencje, które robią okładki dla Vogue i wielu innych magazynów. Najlepsza jest WM, ale są też inne bardzo dobre – kiedyś były nimi Wilhelmina/Apple, ale nieco podupadły. Jest też bardzo dużo innych przyzwoitych agencji (np. Fame), i oczywiście jeszcze więcej kiepskich. Ale w Azji, jak to w Azji, modelki są głównie z… Europy, USA czy Brazylii (najwięcej jest właśnie Brazylijek i… Rosjanek). Azjatki oczywiście też się trafiają, ale to rzadkość – moja pierwsza sesja tutaj odbyła się z Japonką, ale nie spodziewajcie się, że jak przyjedziecie tutaj robić sesje, to będziecie wybierać w Tajkach.

Dla modelek zza granicy to średnie miejsce – więcej mogą zarobić w innych rejonach, ale tutaj łatwo załapać się na sesje zdjęciowe do magazynów, a koszta utrzymania są niskie, szczególnie jeśli samemu się wynajmie, a nie korzysta z mieszkania agencji. Tak więc po uwzględnieniu wydatków nie jest źle, a do zrobienia książki Bangkok jest jednym z najlepszych miejsc na świecie, o ile nie najlepszym (topowe magazyny, sesje w świetnych sceneriach, produkcje dla firm z okolicznych krajów itd). Dlatego mimo, że zarobi się lepiej w innych miejscach, to Tajlandia jest pozycją obowiązkową dla większości modelek i wiele z nich chce tutaj wracać regularnie, bo w przeciwieństwie np. do Chin lub Japonii, modeling w Tajlandii może przypominać wypoczynek ze sporą ilością wolnego czasu, wypadami na rajskie wyspy itd.

Modeling w Tajlandii

Jedno ze zdjęć, jakie zrobiłem polce (Natalii Hajduk) w Bangkoku.

Najlepszym okresem na zarabianie na modelingu w Bangkoku jest początek roku (pod koniec kwietnia robi się zastój, podobnie jak w drugiej połowie grudnia). Castingów nie jest dużo – dziewczyny które znam mają średnio dwa dziennie. Jeśli jesteś modelką wybierającą się do Tajlandii, to możesz się do mnie odezwać na Instagramie.

Inna sfotografowana przeze mnie polka – Alex

Trendy w modelingu się zmieniły od kiedy tutaj zamieszkałem. Dawniej białe dziewczyny o azjatyckiej urodzie były bardzo rozchwytywane, ale obecnie pracuje dużo więcej mixów niż kiedyś (dziewczyny będące w połowie Azjatkami).

Tajki nie zawsze są piękne

Opinia o Tajlandii jest taka, że żyją tutaj niesamowicie piękne dziewczyny. Jest to światowa stolica sex-turystyki, nic więc dziwnego, że więc większość facetów chce tutaj spędzić chociażby tydzień. Nie da się ukryć, że zawieranie krótkich znajomości jest w Tajlandii niesamowicie łatwe, ale uroda to już inna sprawa. Ja może już jestem skrzywiony modelkami, ale widzę to tak, że większość Tajek jest po prostu brzydka. Jasne że trafiają się też bardzo ładne; kilka z najładniejszych dziewczyn, jakie w życiu widziałem, to właśnie Tajki. Nie należy się jednak nastawiać na to, że gdzie się człowiek nie obejrzy, tam będą same piękności. Zapomnijcie o tym, co widać w azjatyckich reklamach, telewizji czy czasopismach. Tam każda Tajka jest piękna i biała. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Takie dziewczyny to raptem niewielki ułamek całej populacji. Rysy twarzy w dużej mierze zależą od tego, z jakiego regionu Tajlandii dana dziewczyna pochodzi (poza tym w Tajlandii bardzo wiele osób jest z Laos i innych okolicznych krajów, a białe pochodzą głównie z bogatszych rodzin). Każda Azjatka pragnie mieć jasną cerę – wszystkie dostępne tu kosmetyki blokują promienie UV, wiele z nich jest wybielająca. Przeprowadza się też specjalne zabiegi rozjaśniające skórę. W efekcie nie uświadczycie tutaj młodych dziewczyn o naturalnej karnacji. To zrozumiałe – na całym świecie każda dziewczyna chciała mieć jak najjaśniejszy odcień skóry – opalenizna kojarzyła się z pracą fizyczną w polu i oznaczała niski status społeczny. Z jakiegoś powodu niektórzy korzystają z usług solarium (oczywiście nie w Azji), ale tego nigdy nie zrozumiem i na szczęście w modelingu to zjawisko jest niezwykle rzadkie. Tajki chcą mieć małe usta i generalnie ideał piękna w Azji jest inny niż w Europie.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Gdy widzisz ładną, wysoką dziewczynę z dużym biustem, to najczęściej… nie jest to dziewczyna. Trzecia płeć jest tutaj czymś zupełnie naturalnym – Lady Boyów spotyka się wszędzie, a rady z wypatrywaniem Jabłka Adama itd. można włożyć między baśnie braci Grimm. Najlepiej zapytać wprost i nie uznawać wymijających odpowiedzi. Tak więc na pierwszy rzut oka faktycznie jest dużo ładnych dziewczyn, tylko że to nie do końca dziewczyny… Wiele jest też Tombów, czyli lesbijek, która przejawiają cechy ubioru itd. bardziej kojarzone z płcią męską. Tutaj, w przeciwieństwie do Polski, sprawa jest jasna od razu, bo każdy Tomboy (i tylko Tomboy) ma zgolone na krótko włosy z tyłu głowy.

Kilka Cech charakterystycznych Bangkoku #2

  1. Nie istnieje tutaj żadna kultura na schodach ruchomych. Ludzie stoją także po lewej stronie, ale chyba nikomu to nie przeszkadza. Tajowie są strasznie leniwi i mało jakiemu przyszłoby do głowy iść zamiast stać (no może poza schodami w metrze). Co za tym idzie, jeśli Taj będzie musiał przejść ulicą 400 metrów, to pewnie zawoła moto-taxi i ten kawałek przejedzie.
  2. Taksówki są wszędzie i są bardzo tanie, ale to kierowca decyduje, czy cię zabierze. Może odmówić jak kurs będzie za daleko, do zakorkowanego miejsca, albo gdy wkrótce kończy mu się zmiana. W centrum odmawiają bardzo często, na szczęście w promieniu kilkunastu metrów przeważnie są już minimum 3 kolejne taksówki.
  3. Instalacja elektryczna jest rodem z trzeciego świata – dziesiątki kabli na każdym słupie, nieraz zwisających tak, że można ich dotknąć (są izolowane). Gniazdka mają miejsce na trzy bolce, ale tylko ze względu na kompatybilność z innymi wtyczkami – uziemienia nie ma. Pasują wtyczki tajskie, ale polskie również.
  4. Wszędzie można spotkać sprzedawców owoców – przemieszczają się pomiędzy ulicami i zatrzymują przy bardziej zaludnionych miejscach, albo po prostu mają swój punkt, w którym zostają na stałe. Takie owoce są przetrzymywane w lodzie i podawane jako gotowe do spożycia – obrane, pokrojone i zapakowane w woreczek. Kosztuje to bardzo niewiele.
  5. Jeśli kupisz 3 gotowe puddingi  i 4 jogurty pitne, to sprzedawca włoży ci do reklamówki 3 łyżeczki i 4 słomki. Można też dostać porcję ketchupu czy majonezu do parówek i innych dań.

Poruszanie się po mieście

W Polsce zdecydowanie nie potrafiłbym funkcjonować bez auta. Tutaj mieszkając blisko centrum nie widzę żadnego sensu w kupnie samochodu. Taksówki są wszędzie i są bardzo tanie (35 THB za pierwszy kilometr plus 5 THB za każdy kolejny; dolicza się też niewiele za czas, który upłynął w korku). Jak z kierowcą nie zagadacie po tajsku, to może „zapomnieć” włączyć taksometr (w razie czego go upomnijcie mówiąc „miter”) albo od razu poda cenę, która nigdy nie jest opłacalna. Swój adres zamieszkania to minimum, które trzeba umieć powiedzieć po tajsku, bo wielu taksówkarzy angielskiego nie rozumie, a jak dacie wizytówkę z adresem, to sprawa jest jasna – trafił na turystę.

IMG_3129

Bardzo popularnym i szybkim środkiem transportu są taxi-motocykle. Ale ja chyba motocyklem zrobiłem za dużo kilometrów, żeby decydować się na to z własnej woli. Zdaje się, że każda Tajka, którą poznałem, miała jakieś blizny po wypadkach. Wsiadając na taki skuter nie mamy kasku, albo dostajemy coś, co bardziej wygląda jak zabawka niż prawdziwy hełm. Nie mam problemu, żeby prowadzić skuter czy motocykl, właściwie już tylko tak poruszam się po mieście, ale jazda na pasażera to zupełnie nie dla mnie. Są też Tuk Tuki, czyli trójkołowce z otwartą kabiną. Cenę za przejazd ustala się z góry – tym można podróżować dużo taniej niż taksówką, ale trzeba uważać wsiadając w jakimś centrum, bo przewoźnicy, mając nadzieję, że trafią na naiwnych turystów, często podają mocno zawyżone ceny. Poza tym musicie mówić, że chcecie jechać „direct”, bo inaczej zawiezie was do jubilera, krawca a dopiero później tam gdzie chcecie (wtedy zawsze jest tanio, ale traci się czas). Jeśli komuś odpowiada komunikacja miejska, to może wybrać autobus (ok. 8 THB za trasę), MRT (metro) albo BTS (Sky Train), czyli kolej poruszająca się nad miastem.

Ruch na drodze jest lewostronny, a przepisy należy traktować bardziej jako wskazówki. Kierowcy wyprzedzają z każdej strony, zdarza się też jazda pod prąd. Ruch jest ogromny, więc to tutaj normalne, że samochody stojące na światłach wpuszczają przed siebie kilkanaście, albo i kilkadziesiąt skuterów, robiąc im miejsce do przejazdu. Gdyby mieli się zachowywać jak w Polsce, to ruch przy takim natężeniu byłby kompletnie niemożliwy. Na drugą stronę ulicy przechodzi się między samochodami i kierowcy nie mają nic przeciwko. Zdarzało mi się niechcący przyblokować ruch idąc wąską uliczką i kierowca nie trąbił, żebym go zobaczył, tylko czekał aż pojawi się możliwość ominięcia. W Polsce albo dziesięć przecznic dalej słychać by było trąbienie, albo znalazłbym się na masce tego samochodu. Generalnie trąbienie jest w Tajlandii niekulturalne (krótkie „pyknięcie” w klakson jest OK, ale często kierowcy mimo wszystko czekają spokojnie).

Internet

Gdy się wprowadziłem, napisałem że z Internetem jest kiepsko. Dostępny był wszędzie, ale prędkości nie powalały. W tej chwili jest znacznie lepiej. Mam 200/50 Mbps, które w pakiecie z kablówką, telefonem komórkowym, nielimitowanym wifi na mieście kosztuje ok. 1100 THB. Najlepsza oferta jaką do tej pory widziałem to 1 Gbps.

O Internecie w Tajlandii niedawno napisałem osobny wpis i w nim opisuję jak to jest z netem mobilnym itd]: Internet w Tajlandii – jak się ma do polskiego, co warto wiedzieć na wczasach itd.

Wiza

W skrócie – prawie wszystko co przeczytacie w Internecie jest nieważne, bo w połowie 2014 roku zasady się zmieniły, a raczej zaczęto ich przestrzegać. Później następowały kolejne zmiany. Turyści z Polski nie mają żadnego problemu – miesiąc bez wizy + opcja przedłużenia o kolejny miesiąc, albo wiza turystyczna jednokrotnego wjazdu dająca 2 miesiące pobytu, plus opcję przedłużenia o kolejny miesiąc. Jest jeszcze wiza turystyczna wielokrotnego wjazdu, ale ona już ma coraz większe wymagania i korzystają z niej raczej osoby przebywające tutaj na stałe.

No właśnie – co z mieszkaniem na stałe? Nauczyciele i inne osoby zatrudnione na etacie dostaną wizę pracowniczą, więc problem z głowy. Gorzej mają tacy jak ja, czyli zarabiający za granicą. Tajlandia nie ma dla nas gotowego rozwiązania – trzeba kombinować. Dla mnie najprościej jest wyrobić sobie wizę turystyczną z nielimitowanymi wjazdami. Jest na 6 miesięcy, czyli w praktyce umożliwia 9-miesięczny pobyt w Tajlandii, który jest co 3 miesiące przerywany wyjazdem za granicę. Dobre do póki chce się zwiedzać inne kraje. Problemem dla wielu osób może być to, że trzeba mieć poza Tajlandią firmę (albo być zatrudnionym w innym kraju) i mieć na koncie minimum 20 000 zł przez ostatnie 6 miesięcy i jedynym miejscem na wyrobienie takiej wizy dla polaka, jest Polska. Te wymagania mają też ogromną zaletę – z góry jest udokumentowane, że daną osobę stać na mieszkanie w Tajlandii, bez potrzeby pracy na miejscu. Wcześniej urzędnicy nie mieli żadnych dowodów na to, więc gdy ktoś któryś raz z kolei przylatywał na wizie turystycznej, to pojawiały się podejrzenia o to, że nielegalnie pracuje w Tajlandii. Był nawet czas gdy takie osoby były zawracane na granicy. Prostsze jest dostanie wizy turystycznej jednokrotnego wjazdu, ale ta da maksymalnie 3-miesięczny pobyt i gdy się będzie w kółko tylko takich wiz używać, to w końcu oficer się może doczepić.

Wiza edukacyjna, to też dobre rozwiązanie – ok. rok świętego spokoju. Przynajmniej teoretycznie, bo w niektórych szkołach trzeba zdawać egzaminy i chodzić na zajęcia, ale są takie w których wszystko załatwią za ciebie. Rok w takiej spędziłem, a później jeszcze 15 miesięcy na uniwersytecie i znowu rok w innej szkole.

Za przebywanie bez wizy płaci się karę przy wyjeździe (max 20 000 THB), a w razie kontroli jest deportacja. Jeśli nielegalny pobyt był długi, to nie będzie można wrócić do Tajlandii przez jakiś czas (zależy od od długości).

Chcąc tu mieszkać bez komplikacji, trzeba uzyskać wizę pracowniczą, biznesową, małżeńską, emerycką] (oficjalne nazwy są inne, ale tak się na nie mówi). Można też dostać wizę inwestycyjną, należy w tym celu dysponować sporą gotówką przeznaczoną chociażby na zakup luksusowego mieszkania w Tajlandii. Można też wykupić Elite Card za 500 000 THB, dostanie się wtedy 5 letnią wizę (na niej tylko raz w roku trzeba się zgłosić po przedłużenie w urzędzie imigracyjnym, albo przekroczyć granicę), jednak bardziej opłaca się opcja 20 letnia za 1 000 000 THB. Elite Card daje też dodatkowe przywileje, ale wiza jest najważniejsza. Jest jeszcze kilka opcji związanych z prowadzeniem biznesu, jednak poza Elite Card wszystkie one wymagają sporo biurokracji.

Szczepienia i ubezpieczenie

Nie ma żadnych obowiązkowych szczepień przy wyprawie do Tajlandii. Do Bangkoku w zasadzie nie trzeba mieć nic specjalnego, ale zaleca się zaszczepić przeciwko obu typom żółtaczki, dur brzuszny, polio i błonnicę. Malaria w Bangkoku nie występuje. Ja stwierdziłem, że bez sczepień się tu nie ruszam. Wczasach covidu Tajlandia wprowadziła bardzo restrykcyjne przepisy z obowiązkową kwarantanną, przez co przez bardzo długi kraj był niemal zupełnie wolny od pandemii.

Przez lata ubezpieczałem się w Planecie Młodych, która nigdy mnie nie zawiodła i wszystko załatwiała bezgotówkowo. Zawsze mówiłem, że chcę być przyjęty w Bangkok Hospital i tam też mnie wysyłali (pomimo że to najdroższa opcja w kraju). Gdy było rozważane przyjęcie mnie tam na kilkudniową obserwację, to też potwierdzili, że ją opłacą i załatwią to bezgotówkowo. Ostatecznie nie skorzystałem, a trochę szkoda, bo temu szpitalowi bliżej do dobrego hotelu, niż normalnej kliniki. Wśród polaków mieszkających w Tajlandii Planeta Młodych była bardzo popularna, bo przez lata koszt ubezpieczenia wynosił 60-110 zł rocznie (90 – 150 zł dla osób pow. 38 lat). Nie zjadłem żadnego zera. Tak… rocznie. Niestety obecnie warunki się zmieniły i ceny na Tajlandię wzrosły wielokrotnie. To wciąż jedna z najlepszych opcji, bo działa pół roku od wylotu z polski, a nie miesiąc jak większość ubezpieczeń, jednak dla osób takich jak ja już się nie nadaje i musiałem się przerzucić na ubezpieczenie dla nomadów „Safety Wing„, jednak jeszcze nie dane mi było wykorzystać tego w praktyce.

Zakupy

O kupowaniu jedzenia już było, a teraz trochę szerzej o zakupach. Niestety te robione online są jeszcze mocno zacofane w Tajlandii. Amazonu nie ma, eBay ma się podobnie jak w Polsce, a o odpowiedniku Allegro nic mi nie wiadomo. Jak zamawiam coś specyficznego, to zazwyczaj zza granicy. Oczywiście trzeba się wtedy liczyć z tym, że towar może trafić na cło.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa zakupów „na żywo”. Jest pełno niewielkich sklepów całodobowych, w których można kupić wszystkie podstawowe rzeczy – głównie jedzenie, ale nie tylko. Na poważniejsze zakupy jeździ się do marketów typu Tesco Lotus, Big C. itp. Mogą być małe, albo ogromne, więc mając wybór jeżdżę do tych większych, gdzie wszystko jest w jednym miejscu. Często też w jednym budynku znajduje się kilka dużych sklepów, albo jest parę takich budynków obok siebie.

Chcąc kupić elektronikę jadę np. do Fortune Town największego centrum elektroniki w Bangkoku – jest na tej samej ulicy co masa innych galerii handlowych. Fortune to kilka pięter wypełnionych telefonami, tabletami, aparatami (i generalnie sprzętem do fotografii), komputerami, a także akcesoriami audio. Tak jak w Polsce w Złotych Tarasach czy Silesii jest jeden iSpot, tak tam prawie na każdym piętrze można trafić na kilka takich sklepów z Apple. W Fortune jest wiele sklepów specjalistycznych, np. wyłącznie z płytami vinylowymi, tylko z projektorami, ze słuchawkami itd. Jeśli chodzi o sprzęt fotograficzny, to dużo sklepów jest też na jednym z pięter MBK.

W innej części miasta stoi Pantip Plaza – kolejne centrum elektroniki, ale to już bardziej przypomina halę targową, gdzie większość stoisk skupia się na sprzedawaniu najróżniejszych tanich rzeczy, często podrobionych. Beatsy znajdziecie tutaj w każdej możliwej kombinacji kolorów, nawet w takich, że sam Dr. Dre by ich nigdy nie wymyślił. Ceny są różne, tak samo jak jakość podróbek, ale zawsze są wielokrotnie tańsze od oryginałów. Ja uważam, że kupowanie podrobionej elektroniki jest zupełnie bez sensu. Najnowszy iPhone przed oficjalną premierą? Żaden problem, ale po prędkości działania od razu wiadomo, że to Android z nakładką wyglądającą jak iOS. Ostatnia generacja iPada za 2000 thb (200 zł)? Też żaden problem, ale z oryginałem nie ma wspólnej zapewne ani jednej części. Oczywiście nie tylko podróbki są sprzedawane. Ostatnie piętro to same firmowe sklepy, a na niższych poziomach też można znaleźć ich sporo. Tylko będąc tam pierwszy raz można się czuć zagubionym, widząc ile tego wszystkiego jest. Jak ktoś się nie zna, a chce kupić porządny sprzęt, to lepiej niech unika takich miejsc, natomiast osoby orientujące się w temacie będą zachwycone.

pantip plaza bangkok

Pantip Plaza – hala targowa z elektroniką w Bangkoku

Sklepów z ubraniami też nie brakuje, ale ja w nich rzadko bywam. Za to uwielbiam Chatuchak, czyli największy targ świata. Chyba jedyne czego tam nie widziałem, to elektroniki typu konsole, telewizory itd. (od tego jest wspomniana już Pantip Plaza). Z całą resztą to trochę jak z Google – jeśli czegoś tam nie ma, to prawdopodobnie nie istnieje. Problem w tym, że stoiska są poukładane zupełnie bez ładu i znaleźć coś można tylko przez przypadek. Są drobne wyjątki, np. sklepy z akwariami/rybami są wzdłuż jednej ulicy; psy/zwierzaki i akcesoria do nich też są w dużej mierze skupione w jednym miejscu, a jedzenie znajduje się na zewnątrz, wzdłuż głównych alei. Jednak cała reszta to loteria. Jakby podliczyć ile czasu szukałem jednego konkretnego stoiska z obuwiem, to wyjdzie minimum 20 godzin rozłożonych na kilka wizyt.

Chatuchak

Plan Chatuchak w Bangkoku

chatuchak-metro

Zejście do metra w Parku Chatuchak

Co się opłaca kupować?

Na pewno wszelkie ubrania – T-shirt to zazwyczaj ok. 10 – 20 zł, za 30 zł jest już szaleństwo. Spodnie 30 – 80 zł. Ubrania damskie są tańsze od męskich. Ciuchy zagranicznych (drogich) marek kosztują tyle samo co w innych krajach, a tanie są tylko te podrobione. Tutaj podróba Adidasa nie jest Adidosem czy innym Adiddasem – logo i nazwa będą wyglądały dokładnie jak w oryginale, więc trzeba uważać, żeby nie kupić podrobionego produktu. Nawet najgorszej jakości bokserki będą miały logo Calvina Kleina (lub jakiekolwiek inne sobie wybierzesz, bo ten sam model będzie dostępny pod każdym znanym brandem).

Część elektroniki jest tańsza niż w Polsce, część droższa. Komputery Apple są zdecydowanie tańsze w Tajlandii (8600 zł vs 11500 zł za MBPr w wyższej konfiguracji), ale wciąż nie tak tanie jak w USA. To samo tyczy się iPadów, iPhonów i wszystkiego tej firmy, więc cały mój sprzęt sprzedałem w Polsce i kupiłem w Bangkoku. Dzięki temu bez straty wymieniłem całość na najnowszą generację. Zupełnie inaczej było z projektorem. Mimo że są tutaj sklepy specjalizujące się właśnie w nich, to mój model był o ok. 40% droższy w Tajlandii, więc przywiozłem go z Polski. Z aparatami i obiektywami jest jak z Apple – dużo taniej jak w Polsce, ale do Ameryki trochę brakuje. Np. Nikon D810 w pierwszym lepszym sklepie, to po przeliczeniu ok. 11 000 zł w dniu premiery (w Polsce 14 000 zł), a w przypadku D4s można było zaoszczędzić jeszcze dużo więcej. Akcesoria fotograficzne też są tańsze – blendy, modyfikatory i wszystko co przydatne w studio. Oczywiście wiele zależy od miejsca zakupu – idąc do MBK nie ma co liczyć na okazyjne ceny, a różnice pomiędzy sklepami mogą być ogromne.

VAT wynosi 7%, więc tyle odzyskamy na lotnisku wylatując do 2 miesięcy od zakupu.

Podsumowanie

Dla mnie Tajlandia to obecnie chyba najlepsze miejsce na ziemi, ale bardzo możliwe, że to dlatego, ponieważ jeszcze nie mam grubych milionów PLN na koncie. Stosunek kosztów do standardu życia jest rewelacyjny, podejrzewam, że najlepszy na świecie. Poza stolicą są też piękne wyspy. Natomiast słynna Pattaya okazała się wielkim rozczarowaniem – więcej Rosjan niż Azjatów (nawet mają swoje miasto obok Pattaji), chociaż po tym jak Rubel poszedł w dół, to większość się wyniosła. Czysto turystyczna miejscowość. Po czytaniu opinii w Internecie zastanawiałem się, czy zamiast do Bangkoku, nie polecieć właśnie do tego miasta. Na szczęście tak się nie stało – nie wytrzymałbym tam nawet tygodnia, ale na krótkie wypady jest OK.

Wracając do Bangkoku – ludzie są nastawieni bardzo pozytywnie. Jak ktoś pyta, czy masz jakiś problem, to tylko dlatego, że chce Ci pomóc go rozwiązać (chociaż, będąc przyzwyczajonym do panującej w Polsce patologii, na początku ciężko się przestawić). Jest tutaj bardzo bezpiecznie, aczkolwiek zdarzają się kradzieże (np. podjeżdża motocyklista i wyrywa torebkę). Jednak spokojnie można się zapuszczać w najciemniejsze alejki w środku nocy bez żadnych obaw (chociaż dziewczyny pod tym względem mogą mieć inną opinię). Kultura tutaj jest zupełnie inna – wszystko załatwia się z uśmiechem. Badania mówią jasno, że uśmiechanie się jest sprawą dwukierunkową – po pierwsze jest to sygnał od mózgu, że wszystko jest w porządku, ale i sygnał do mózgu – dlatego nawet fałszywy uśmiech wpływa dobrze na samopoczucie. Może to m.in. stąd takie pozytywne nastawienie Tajów? Możliwe że po dłuższym czasie będę miał inne doświadczenia, ale póki co absolutnie się na to nie zapowiada, a dotychczasowe ponad 5 lat mieszkania tutaj to jednak niemało.

Kontynuacja

Tutaj znajdziesz ciąg dalszy, nieporuszający kwestii cen, zakupów itd, a bardziej skupiający się na samym życiu w tym miejscu: Bangkok po 3 latach mieszkania w nim.

PS.

Temat mojej przeprowadzki do Bangkoku był też poruszony w tym wywiadzie.

Udostępnij