Minęły kolejne lata od mojej przeprowadzki do Bangkoku. Już dawno napisałem artykuł o tym, czym się charakteryzuje Tajlandia i jak wyglądają koszty życia tutaj. Mimo że wpis był bardzo obszerny, to najwyraźniej nie wyczerpywał tematu – od tamtej pory co chwilę dostaję maile z pytaniami o życie w Tajlandii.
W roku 2013 moje doświadczenia były prawie wyłącznie pozytywne, ale tyle czasu minęło, że od wtedy wszelkie wady życia tutaj powinny wyjść na jaw. Więc jak wygląda mieszkanie w Bangkoku po takim czasie i jak się zmieniło moje postrzeganie Tajlandii?
Tym razem opiszę wszystko bardzo subiektywnie. Zdaję sobie sprawę, że gdybym musiał w Tajlandii pracować na etacie, to moje spostrzeżenia mogły by być znacząco inne. Zarabiając w innych krajach, a Tajlandię traktując jedynie jako miejsce zamieszkania, myślę że jest się w lepszej sytuacji niż będąc uzależnionym od lokalnej pracy – o nią w Tajlandii nie jest łatwo obcokrajowcom (poza nielicznymi wyjątkami). To jeden z powodów, dlaczego na stałe jest tutaj bardzo mało polaków. Podaje się różne liczby, od kilkuset osób, do 2000, czyli absolutnie nic w porównaniu z innymi krajami. Zamieszkanie w Tajlandii jest trudne ze względu na wizy i nikogo nie będę namawiał, że to właśnie tutaj powinien osiąść. Jednak warto wiedzieć jak wygląda życie w miejscu tak różnym od Polski, jak to tylko możliwe.
Bangkok
Po kolejnych latach powody zamieszkania właśnie w Bangkoku, są wciąż te same – wybrałem to miejsce w dużej mierze przez bezkonkurencyjny standard życia, w odniesieniu do kosztów i nie mam żadnych wątpliwości, że pod tym względem to jedno z najlepszych miejsc na świecie (a prawdopodobnie najlepsze).
Nie będę ponownie opisywał szczegółowo kosztów, zrobiłem to poprzednio. Jednak nie sposób aspektu cen pominąć całkowicie. Od dawna mam taką teorię, że nie zarabiając milionów, lepiej jest mieszkać w miejscu, w którym ich braku się nie odczuwa. Czyli tam gdzie koszty są stosunkowo niskie, a standard życia bardzo wysoki. Dzięki temu albo można bardzo drastycznie ograniczyć czas, który spędza się na pracy i robić po prostu cokolwiek się chce i lubi, albo żyć na znacznie wyższym poziomie . Zresztą często te dwie rzeczy można połączyć.
Dlatego odpada u mnie mieszkanie np. w Hollywood (ze względu na koszty) lub w Polsce (z wielu powodów, a taki sobie standard życia jest jednym z nich).
Postrzeganie Bangkoku wśród polskiego społeczeństwa jest bardzo różne. Osoby, które podczas wczasów tutaj mieszkały w Siam i spędzały czas na zakupach w okolicznych galeriach, spacerując po parkach i nowoczesnych częściach miasta, odbiorą to miejsce zupełnie inaczej niż backpakerzy, którzy zatrzymali się na Khao San road, zwiedzali świątynie i objechali Bangkok autobusami. Np. w Kuala Lumpur te różnice byłyby nieporównywalnie mniejsze.
Poza tym Bangkok bardzo szybko się rozwija i jeśli ktoś był tutaj kilka lat temu, to może się mocno zdziwić. Okolica w której obecnie mieszkam, powstała niedługo zanim się do niej wprowadziłem. W między czasie, w promieniu kilkuset metrów od mojego apartamentowca, pojawiło się 3000 nowych mieszkań plus pewnie minimum kilkaset, o których nie wiem.
Tajlandia to miejsce strasznie kontrastowe, a wiele osób które o Bangkoku tylko słyszały, postrzegają go jako „trzeci świat”. Na pewno kompletnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, jeśli brać pod uwagę wszystkie aspekty – wówczas którym światem byłaby Warszawa, czwartym? Siódmym? Bo bądźmy szczerzy – przy Bangkoku bliżej jej do miasteczka niż wielkiej metropolii. Jednak wiele elementów „trzecio-światowych” faktycznie jest tutaj na każdym kroku. Chociażby linie wysokiego napięcia, które często wyglądają jeszcze dużo gorzej niż poniżej:
Są też liczne, małe zniszczone uliczki, które nie przystoją wielkiej stolicy, tuk tuki wożące turystów itd. Jednak wszystko zależy od rejonu – pamiętajmy że Bangkok jest kilka razy większy od Warszawy, więc do wyboru jest bardzo dużo dzielnic o bardzo różnym poziomie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wybrać najlepszą dla siebie. Ja wolę tę bardziej nowoczesną część i będąc gdziekolwiek na wczasach w ogóle nie chodzę po świątyniach i zabytkach, ale są i tacy którzy najlepiej czują się w starym budownictwie, w okolicy świątyń itd i nawet jako miejsce zamieszkania preferują takie dzielnice.
Targ nocny – każda dzielnica ma jakiś
To że fajne apartamentowce są dostępne dla normalnych ludzi, a nie tylko dla promila społeczeństwa uważam za jedną z największych zalet. Spędzam w mieszkaniu dużo czasu – to w nim powstaje wiele moich artykułów, tam też retuszuję zdjęcia, gram i oglądam filmy.
W mieszkaniu tutaj istotne jest też wszechobecne bardzo dobre jedzenie, co za tym idzie całkowity brak potrzeby gotowania i tracenia czasu na przyrządzanie kilku posiłków dziennie. Do tego nieistniejąca zima, wiele świetnych miejsc w zasięgu krótkich i tanich lotów, mnogość rajskich wysp, abstrakcyjna wręcz liczba sklepów (które często są czynne całą dobę, przez 7 dni w tygodniu) i od niedawna szybki Internet.
Już w 2016 roku takie publiczne hotspoty mnie nie dziwiły
Pomiędzy sklepami są sprzedawcy najróżniejszych rzeczy – od świeżych owoców, przez lody kokosowe, świeżo wyciskane soki i naleśniki z bananami. Wychodzę z mieszkania i mam to wszystko pod ręką, niezależnie od dnia tygodnia. Do tego niesamowicie uprzejmi ludzie. Nie wyobrażam sobie życia w miejscu, gdzie jako obcokrajowiec jest się z góry uznawanym za kogoś gorszego. Tutaj można powiedzieć, że jest wręcz przeciwnie.
Przed przylotem do Tajlandii nie byłem pewny czy to miejsce na moment, czy na dłużej. Nie znałem świata. Długo nie miałem pewności, czy to właśnie w Bangkoku chcę osiąść, czy może w innej części Azji spodoba mi się bardziej. Do tego cały czas miałem w głowie Kalifornię, jako punkt docelowy. Wyniknęło z tego sporo problemów – przede wszystkim starałem się unikać kupowania rzeczy, których w razie czego nie będzie się dało łatwo przetransportować w inną część świata. Na dłuższą metę ciężko się tak mieszka, trochę jak w hotelu.
Ostatecznie upewniłem się, że wolę Bangkok od tajskich wysp, Hong Kongu, Kuala Lumpuru i Tokio, Najbardziej te dwa ostatnie miasta chodziły mi po głowie. W Tokio bardzo mi się podobało, jednak standard i styl życia strasznie odbiega od Tajskiego. Ciężko byłoby się przestawić, gdy jest się już rozleniwionym Bangkokiem. Chcąc mieszkać w Japonii, w miejscu na poziomie, który w Tajlandii jest dostępny dla każdego obcokrajowca, musiałbym należeć do najbogatszej części społeczeństwa. A i tak mam spore wątpliwości, czy byłby wybór równie fajnych mieszkań, czy trzeba by się wprowadzić do jakiegoś dobrego hotelu. No i zima dyskwalifikuje to miejsce.
Kuala Lumpur pod względem standardu mieszkań wypada znacznie lepiej od Tokio. Jednak w bardzo wielu aspektach, to właśnie Tokio wydaje mi się fajniejsze i po prostu ciekawsze. Jest wielkie i zróżnicowane, każdy znajdzie tam coś dla siebie. W Japonii bardzo dużym plusem jest też bezpieczeństwo. O ile w Tajlandii mogę sam chodzić w środku nocy po najmroczniejszych rejonach miasta i nie ważne jakbym był ubrany, nikt nigdy nie zwróci mi uwagi i nie będę miał z tego powodu najmniejszych problemów, to kradzieże kieszonkowe się zdarzają, tak samo jak kradzieże skuterów itd. Co prawda jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, ale faktem jest, że takie zjawisko tutaj występuje. Także o ile w porównaniu do Polski, Tajlandia jest bardzo bezpieczna, to bez problemu można znaleźć miejsca pod tym względem znacznie lepsze (Dubaj, Singapur, wspomniane Tokio itd).
Krótko po przeprowadzce powiedziano mi: „nie opowiadaj w Polsce, jak się żyje w Tajlandii, bo i tak nikt ci nie uwierzy”. W Polsce już sam basen w bloku byłby czymś ekstra, o krytym parkingu wewnątrz budynku, całodobowej recepcji, wieloosobowej ochronie i kamerach w każdym miejscu, nawet nie wspominając. Póki co wymieniłem jedynie rzeczy, które są w Tajlandii prawie tak powszechne jak prąd i bieżąca woda. Mieszkania z takimi udogodnieniami można wynajmować od kilku tysięcy Bahtów miesięcznie, czyli od kilkuset złotych. I cały czas mowa o stolicy, nie dalej jak 2km od metra, a nie o jakiejś wiosce czy obrzeżach miasta.
Samo mieszkanie będzie pospolite, portier nie będzie mi otwierał drzwi do budynku, lobby i wygląd pomieszczeń na nikim nie zrobią wrażenia. Ochrona raczej będzie na poziomie ochroniarzy z polskich marketów, basen będzie po prostu basenem z kilkoma leżakami, a nie pokazem umiejętności jego projektanta. Do metra nie dojdzie się w kilka minut tylko w kilkanaście lub kilkadziesiąt, ale… Po pierwsze w Polsce mało kto by w ogóle tego wszystkiego oczekiwał, tym bardziej za kilkaset złotych miesięcznie, a po drugie w Bangkoku bez problemu można znaleźć miejsca, w których to wszystko też będzie. To i wiele, wiele więcej i na o niebo wyższym poziomie. Oczywiście w parze ze znacznie wyższą ceną, ale wciąż niewielką w porównaniu do innych wielkich stolic (bardziej mam tutaj na myśli Londyn lub Tokio, niż Warszawę), więc szkoda byłoby nie skorzystać.
Bangkok nocą, widziany telefonem
W pierwszym mieszkaniu jakie wynajmowałem, ochroniarz był tylko jeden, miał ok. 150 cm wzrostu i ważył może 35 kg. Jeśli akurat nie spał, to oglądał filmy. Nazywaliśmy go „Terminator”. W drugim apartamentowcu było ich może 5, spali trochę mniej. Robili regularne obchody po budynku i jako tako swoją rolę spełniali. W kolejnym mieszkaniu ochroniarzy nie byłbym w stanie zliczyć, tym bardziej że w nocy, na zewnątrz towarzyszy im wojsko. Na noc zamykają drogi dojazdowe do mieszkań. Taksówkarz może wjechać dalej, ale po sprawdzeniu przez ochronę i zostawieniu swoich dokumentów. Takie różnice dotyczą wszystkich aspektów, dlatego samo zerknięcie na metraż mieszkania, lokalizację i cenę nie ma większego sensu – różnice pomiędzy „blokami” są wielokrotnie większe niż w Polsce. Oczywiście istnieją też budynki, gdzie poza mieszkaniami nie ma niczego więcej. Coś na wzór starych polskich kamienic.
Życie tutaj jest uproszczone do tego stopnia, że robiąc zakupy w sklepie na dole, wózek z nimi bierze się ze sobą do mieszkania, a później tylko zostawia w pomieszczeniu gospodarczym, na swoim piętrze (skąd jest zabierany przez sprzątaczki). Serwis sprzątający bezpośrednio w mieszkaniu też nie jest niczym niezwykłym. W Mansion często wlicza się go w cenę wynajmu, a w apartamentowcach zazwyczaj opłaca osobno. Więc jak się zastanawialiście kiedyś, dlaczego o Tajlandii zawsze się mówi, że rozleniwia, to kilka z bardzo wielu powodów. Nawet zakupów w sklepie się nie pakuje samemu do reklamówek, bo ZAWSZE robi to obsługa. Jeśli kupiliście jakiś posiłek do szybkiego przyrządzenia, to w sklepie zaoferują wam jego podgrzanie. I tak można by wymieniać i wymieniać…
Sam w pierwszych latach zamieszkiwałem wspomniane na początku „tajskie minimum” (standardowy basen, recepcja, kilku osobowa ochrona, jakiś bar i sklepik z pseudo-restauracyjką). Na początku byłem zachwycony, bo porównywałem to do polskich blokowisk, będących w zbliżonych cenach. Zresztą jeszcze przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, jak znacznie lepsze warunki są tutaj na wyciągnięcie ręki.
Pierwszy raz uświadomiłem to sobie dopiero rok po przeprowadzce i od razu wziąłem się za szukanie nowego lokum, ale z racji tego ile gratów miałem do zabrania, odwlekałem przeprowadzkę w nieskończoność. Wszyscy znajomi się dziwili i namawiali na zmianę, bo nie dość że mieszkałem znacznie gorzej od nich, to jeszcze płaciłem mocno zawyżone rachunki za media. To dlatego, że w czymś nazywanym tutaj Mansion, rachunki są wyższe niż w apartamentowcach. Mansion to taki jakby hotel, ale skupiający się na wynajmie długoterminowym. W końcu się przeprowadziłem do lepszego miejsca, tym razem już do apartamentowca (condo) a nie Mansion. Szkoda jedynie że tak późno.
Ciekawostki o Bangkoku i Tajlandii
- Skuterów jest tak dużo, że mają własne parkingi.
- Galerie handlowe są na każdym kroku. To znacznie praktyczniejsze niż stawianie wszystkich sklepów w osobnych budynkach (ze względu na upały i opady w porze deszczowej).
- Gdy dostanie się mandat na motocyklu, policjant zabiera prawo jazdy do czasu jego zapłacenia. Trzeba jechać na komisariat, zapłacić mandat i wrócić po prawko.
- Popularne jest korzystanie z firm regularnie dostarczających wodę pitną do mieszkań (w wielkich 19-litrowych baniakach). Do takiej butli podłącza się pompkę elektryczną lub umieszcza ją w dystrybutorze wody. W Polsce z takich usług korzysta się, ale głównie w firmach.
- Nad wieloma drogami jest sygnalizacja świetlna, informująca w którą stronę odbywa się ruch na danym pasie. W zależności od natężenia ruchu może być 6 pasów na północ, albo tylko 1.
Minusy mieszkania w Bangkoku
Do zalet życia w Bangkoku jeszcze wrócę, ale miejmy już za sobą wady. Jest to m.in. deszczowa pogoda we wrześniu i październiku, dlatego gdy musiałem lecieć do Polski, to celowałem w któryś z tych miesięcy. Natomiast od kiedy mieszkam w obecnym lokum, to i tak wszędzie mogę się dostać bez wychodzenia na deszcz,, więc już w ogóle na niego nie zwracam uwagi. Brakuje mi też wizy umożliwiającej bezproblemowy, stały pobyt, nie będąc zatrudnionym (coś na wzór japońskiej wizy dla freelancerów). Tajlandia ma takie rozwiązanie tylko dla emerytów. Jest co prawda opcja wykupienia karty dającej 5 letnią wizę, jednak z góry trzeba sporo zapłacić – bardziej się kalkuluje robić sobie co chwilę krótkie wczasy i wyrabiać wizy innego typu.
Wymieniając wady, nie sposób nie wspomnieć też o ogromnym ruchu na drogach. Wiąże się z tym wysokie zanieczyszczenie powietrza (mniejsze niż w Pekinie lub zimą w Polsce, ale dużo większe niż latem). Taksówki stoją w korkach, a taksówkarze to często najmniej wyedukowani i najmniej kulturalni Tajowie. Nawet jak zamawiam taxi przez aplikację i jest na mapie jasno pokazane gdzie jechać, to taksówkarz potrafi się pogubić (i nie jest to gubienie się po to żeby jechać jak najdłużej, bo tutaj się to kompletnie nie opłaca. Czym krótsze kursy robi taksówkarz, tym więcej jest w stanie zarobić w tym samym czasie. Dlatego na dalsze trasy niektórzy w ogóle nie chcą jeździć). Od kiedy zamawianie taksówek, przez aplikację Grab stało się powszechne, to poziom obsługi uważam za wyższy – taksówkarz ma wtedy dokładnie rozpisaną trasę i nie musi się obawiać, że przez skorzystanie z GPSu „straci twarz”.
Niestety metro jest tylko w części miasta, a autobusy są bardzo różne – od fajnych klimatyzowanych, do wyglądających jak zwinięte ze złomowiska (i tych jest chyba więcej).
Stacja MRT (czyli metra)
Kolejna sprawa – Tajowie na wszystko mają czas. Sprzedawca Mango będzie je obierał w takim tempie, że nawet ja robiąc to pierwszy raz w życiu, skończyłbym 2 razy szybciej. Na podcięcie włosów u fryzjera, warto sobie zarezerwować 2 razy więcej czasu niż w Polsce, z myciem jeszcze więcej – są spore szanse, że będzie się to wiązało z masażem głowy.
Jeśli tylko mieszkasz w Tajlandii, to powolny tryb życia nie jest wielkim problemem, bo wtedy Ty również masz na wszystko czas. Natomiast jeśli także pracujesz z ludźmi o takim usposobieniu, to może z tego wyniknąć sporo irytujących sytuacji. Wielu obcokrajowców pytałem wprost – czy większość spraw, które są denerwujące w Tajlandii, nie dotyczy właśnie pracy. Odpowiedź prawie zawsze była twierdząca. Kultura w Tajlandii jest inna od Europejskiej, czy nawet od tej z pozostałych krajów Azji. Taj wszystko robi spokojnie, jakby żadne deadline nie istniały. Biznes w takich warunkach potrafi męczyć. Częste spóźnianie się na spotkania, niedotrzymywanie wcześniejszych terminów, to wszystko jest na porządku dziennym.
Jest jeszcze jedna problematyczna sprawa w Tajlandii – wychowywanie dzieci. Rodzice często nie są zadowoleni z poziomu edukacji. Oczywiście są międzynarodowe szkoły na bardzo wysokim poziomie, ale koszt tych najlepszych potrafi wywołać pytania o to, czy na pewno zera w cenie się komuś nie pomyliły (istnieją też o wiele tańsze i całkiem przyzwoite).
Wadą tego, że tu nie pracuję, jest z pewnością mniejsza styczność z lokalnym językiem. Nikt ode mnie nie wymaga, bym go dobrze znał, więc brakuje motywacji do nauki. Znam zupełne podstawy – dogadam się z taksówkarzem itd, ale o rozmowie nie ma mowy. Jak widać, nie jest to konieczne. Po angielsku da się dogadać niemal wszędzie – jeśli obsługa nie rozumie, to ktoś obok na pewno tak i się odezwie żeby pomóc. Mimo wszystko znajomość tego języka jest słaba – jedynie podstawowe zwroty. Chyba że porównujemy do Chin czy Japonii, wtedy nie jest źle.
Co Ty tam robisz całymi dniami?
Wspominam o tym, bo to pytanie pada nieustannie. Oczywiście każdy dzień może być zupełnie inny… Pewne jest jedno – mimo, że życie w Tajlandii jest niewyobrażalnie proste, to nie sposób się tutaj nudzić. Żyje się swoim tempem, mając na wszystko czas. Odpada przygotowywanie śniadania, obiadu i kolacji. Zjeżdża się windą i w promieniu 100 metrów jest kilkanaście, albo i kilkaset miejsc do wyboru, w których podają gotowe posiłki, a większość z nich kosztuje 3-10 zł. Teraz mam jeszcze lepiej, bo na terenie apartamentowca znajduje się galeria handlowa z kilkoma restauracyjkami, fast foodami i food courtem (czyli miejscem z wieloma budkami z jedzeniem, które mają wspólną przestrzeń do siedzenia). W razie potrzeby co 5 minut spod budynku odjeżdża minibus, który w moment zabiera mieszkańców do kolejnej galerii handlowej, z jeszcze większą liczbą restauracji i wszystkiego.
Ten tekst piszę na raty – zacząłem w październiku, kończę w lutym. W tej chwili leżę przy basenie, w czasie kiedy w Polsce pada śnieg i są -3 stopnie Celsjusza.
Tutaj też jest teraz zima, ale w Bangkoku oznacza to, że temperatura raczej nie przekracza 32 stopni…
Mówi się, że Bangkok wciąga i rozleniwia. Nie wierzyłem w to. Teraz wiem, że to prawda. Od kiedy tutaj zamieszkałem, poznałem dziesiątki osób, które wpadły tylko na wakacje, a zostały na miesiące albo i lata. Sam też miałem okres totalnego „nic nierobienia”. Gdy po przeprowadzce wstawiłem sobie ekran projekcyjny, robiąc w mieszkaniu małe kino, to oglądanie filmów i gier wciągnęło mnie na dobrych kilka miesięcy. Nie musiałem nawet wychodzić, żeby zjeść, bo wystarczyło zadzwonić do restauracyjki z dołu, żeby po 10 minutach mieć jedzenie dostarczone pod drzwi. Nawet jeśli akurat była godzina 4 nad ranem. Jednak to przeszłość, już wróciłem do normalnego trybu życia :).
Gdy chcesz sok pomarańczowy, to jeszcze czeka cię wybór, z jakiego gatunku pomarańczy ma być
Jeśli za kilka dni znudzi mi się miasto, to wsiądę do samolotu i godzinę później będę na jednej z wielu rajskich wysp. Trochę dalej jest Malezja, a dwie godziny lotu stąd, chociażby Hong Kong. Aczkolwiek biorąc pod uwagę, że przez wizy i tak muszę robić co 3 miesiące wypady zagraniczne, to raczej mi nie przyjdzie do głowy żeby w między czasie podróżować gdzieś jeszcze.
W każdej chwili mogę się wybrać na masaż, daleko iść nie trzeba – jest w apartamentowcu, a w promieniu 400m kolejnych kilkadziesiąt. Cena? Od 17 zł za godzinę… Po drodze kilkanaście miejsc, w których robią wszelkiego rodzaju owocowe smoothie, tajskie lody, naleśniki i wszystko inne co tylko można sobie wymyślić. Odbywa się tutaj też masa różnego rodzaju targów i różnych eventów, o których niestety zazwyczaj dowiaduję się już po fakcie – przydałby się jakiś kalendarz gdzie wszystko byłoby w jednym miejscu. Poznaję tez tutaj znacznie więcej osób ze swojej branży (modelek, fotografów itd.), niż w Polsce. To samo tyczy się spotykania znajomych, bo zamiast widywać się tylko z tymi z okolicznych miast, to widuję znajomych z całego świata – zazwyczaj dają znać kiedy będą w Bangkoku i co chwilę ktoś jest.
Wczasy w Tajlandii
Początkowo chciałem się szerzej rozpisać na ten temat, ale nie dość, że nie czuję się w tym kompetentny, to jeszcze średnio pasuje to do tematyki mieszkania na stałe. Napiszę tylko że dla mnie zdecydowanie najciekawsza część miasta to te okolice:
Po prostu mieszkając w tym rejonie, pieszo można dojść w pełno ciekawych miejsc, a jeszcze więcej jest w zasięgu bardzo krótkiej jazdy metrem lub kolejką nadziemną (BTS). Jeśli wybierasz się na wczasy do Tajlandii, to zamiast wynajmować mały i kiepski pokój w hotelu (albo fajny i drogi), możesz mieć całe mieszkanie, zazwyczaj o wiele większe, tańsze i lepiej urządzone niż pokoje hotelowe. Robi się to tak jak na całym świecie, czyli przez portal Airbnb. Jeśli go nie znasz, to warto sprawdzić (rejestrując się z tego linka otrzymasz ok. 200 zł na pierwszy wynajem, nawet jeśli skorzystasz z niego dopiero za kilka lat lub użyjesz w innym kraju niż Tajlandia).
W Bangkoku Airbnb sprawdza się doskonale, są tam do wynajęcia nawet mieszkania w najlepszych apartamentowcach. Niestety na wyspach (szczególnie tych mniejszych) często są tylko hotele.
Covid w Tajlandii
Pandemia tutaj przebiega zupełnie inaczej niż w większości świata. O tym jak to wyglądało na samym początku, pisałem już bardzo dawno temu, we wpisie „Życie w Tajlandii, w czasach Pandemii„. Natomiast później, gdy większość krajów sobie z COVIDem nie radziła, Tajlandia zdecydowała się całkowicie zamknąć na przyloty zza granicy. Początkowo spowodowało to sporo zamieszania, ale ostatecznie zachorowań było tyle co nic, więc dla osób, które tu mieszkają, życie toczyło się jak wcześniej. Tyle że w maskach zamiast co piątej osoby, chodzili wszyscy (i dalej tak jest, mimo że nie jest to wymagane). Dodatkowo przy wejściach do każdego miejsca mierzono temperaturę, skanowało się kody QR i na każdym kroku stawiano środki do dezynfekcji. Były też ekipy dezynfekujące metro, lobby etc. Zdarzały się wzrosty zachorowań, podczas których zamykano restauracje, siłownie, baseny, kluby itd; ale zazwyczaj nie trwało to długo. Lockdowny mi bardzo nie doskwierały, bo Bangkok ma dobrze rozwinięte zakupy internetowe – dostawy z lokalnych sklepów spożywczych są realizowane w kilkadziesiąt minut, restauracje też bardzo szybko ogarniają zamówienia. Aż jest to niepodobne do tego powolnego, tajskiego stylu życia.
Natomiast ponad pół roku temu wariant Delta dostał się do kraju i zachorowania wystrzeliły w kosmos. Niewiele osób było wtedy zaszczepionych – robiono ok. pół miliona dawek dziennie, później znacznie więcej, ale wciąż za mało jak na taki kraj. W październiku 2021 aż 90% Bangkoku miało minimum 1 dawkę, a 70% minimum dwie, ale w całej Tajlandii po drugiej dawce jest zaledwie nieco ponad połowa społeczeństwa. Jednak szczepienia nie zwalniają, więc za dwa miesiące ta liczba będzie już zupełnie inna.
Obecnie prawie wszystko poza klubami funkcjonuje normalnie, ale wciąż wszędzie są kamery termowizyjne, termometry itd. W moim apartamentowcu przycisk do odblokowywania drzwi w lobby zmieniono na zbliżeniowy, a ręczne płyny do dezynfekcji są zazwyczaj uruchamiane nogą. Kodów QR już chyba nikt nie używa przy wchodzeniu do sklepów.
W restauracjach jest dużo mniej miejsc siedzących niż kiedyś – to chyba największa zmiana. Ostatnio zniesiono kwarantannę dla zaszczepionych przylatujących zza granicy, ale muszą robić testy. Natomiast jeśli w samolocie będzie się siedziało obok chorej osoby, to kwarantanna jest obowiązkowa. Już ponad 2 tygodnie od otworzenia się na turystów, a ledwo 40 000 zdecydowało się na wczasy w Tajlandii, czyli turystyka dalej jest martwa. A przypominam, że od listopada do końca lutego, jest szczyt sezonu turystycznego, bo pogoda jest perfekcyjna niemal każdego dnia.
Pandemia zrujnowała mnóstwo biznesów – w moim apartamentowcu zamknięto cały food court, ulubioną kawiarnię i kilka restauracji. Podobny los spotkał mnóstwo miejsc, w których często bywałem. Poza tym są miejscowości żyjące tylko z turystyki – dla nich sytuacja jest tragiczna, bo hotele i turystyczne wyspy były opustoszałe przez 1.5 roku.
Bardzo dużo obcokrajowców którzy tutaj mieszkali, musiało wyjechać, bo np. byli nauczycielami i stracili pracę, albo z powodów wizowych. Inni wyjechali i utknęli miesiącami za granicą, bo powrót był przez długi czas bardzo drogi, albo wręcz niemożliwy. Wpłynęło to bardzo mocno na rynek nieruchomości – wiele mieszkań opustoszało, a ceny zanurkowały. Przed pandemią płaciłem za wynajem tego samego mieszkania 40% więcej niż obecnie.
Podsumowanie
Podsumowanie będzie bardzo podobne jak kilka lat temu – dla mnie zalety mieszkania w Bangkoku przewyższają wady tak bardzo, że ciężko mi sobie w tej chwili wyobrazić miejsce, w którym żyłoby mi się lepiej. Mimo to dalej podtrzymuję zdanie, że gdybym był multimilionerem, to nie uważałbym Bangkoku za najlepsze miejsce na ziemi. Wtedy poza apartamentem w Tajlandii miałbym willę w Los Angeles, loft w centrum Manhattanu, penthouse w Tokio i pewnie w kilku innych miejscach również.
Koszty życia już szczegółowo opisałem w poprzednim artykule dot. życia w Bangkoku.