Dzisiejszy wpis będzie urozmaicony zdjęciami Maryi, którą fotografowałem trzy tygodnie temu, gdy sytuacja z wirusem była już na ustach wszystkich, ale jeszcze nie niosła za sobą wielkich obostrzeń. Fotografowana modelka pochodzi z Rosji i wróciła do ojczyzny niemal w ostatniej chwili, gdy było to jeszcze możliwe zwykłymi lotami. Obecnie wydostanie się z Tajlandii jest już znacznie trudniejsze. Natomiast dostanie się tutaj jako obcokrajowiec – zupełnie niemożliwe (chyba, że ma się rezydencję lub wizę pracowniczą). Przez moment można było przylecieć z ubezpieczeniem od Coronovirusa na $100 000 oraz ze świeżo zrobionym testem (z negatywnym wynikiem), ale teraz i to już nic nie da.
Co więcej, przedłużenie wizy, również się mocno skomplikowało (w wielu przypadkach jest niewykonalne), a za nielegalny pobyt karę stanowi areszt i deportacja na własny koszt. Także wiele osób jest w kropce. Podejrzewałem, że może być kiepsko, więc swoją wizę przedłużyłem kilka dni wcześniej, żeby uniknąć późniejszych problemów – miałem szczęście, bo 3 godziny później było to już dużo trudniejsze. Obecnie można otrzymać przedłużenie wizy, ale tylko mając specjalny list z konsulatu (polski oczywiście go nie wyda).
Przy pisaniu tego artykułu, posiłkuję się archiwum moich InstaStory, bo dzięki niemu mam dokładne daty wszystkich wydarzeń jakie relacjonowałem. Jak mnie jeszcze nie śledzisz na Instagramie, to zapraszam: Thomas Voland: Instagram.
Opiszę też jak wygląda życie w Tajlandii obecnie. Na pewno po tysiąckroć wolę być aktualnie w Azji, niż w Europie, jednak poza czasami pandemii, również mam takie preferencje, więc może jestem nieobiektywny :). Także w tym wpisie zamiast subiektywnych opinii, będą fakty. O ile w ostatnich dniach codziennie pojawiały się jakieś zmiany, to aktualnie sytuacja robi się nieco stabilniejsza, a przynajmniej sprawia takie pozory. Jednak zanim przejdziemy do Bangkoku w czasach Coronavirusa, to poznajcie Maryę, którą niedawno fotografowałem dla Apple Models, i której zdjęcia będą nam dziś towarzyszyć:

Marya miała pozostać w Bangkoku dłużej, ale zleceń dla niej nie było wiele nawet przed epidemią, a sytuacja z wirusem skomplikowała to jeszcze bardziej. Dlatego ostatecznie wyleciała 2 tygodnie przez zakładanym terminem.
Styczeń
Pierwszy przypadek COVID-19 pojawił się w Tajlandii wcześnie, bo już 13 stycznia, ale jeszcze do końca lutego życie toczyło się w miarę normalnie. Ręki na powitanie się nigdy nie podawało, w maskach od zawsze chodziło sporo osób, a płyny dezynfekujące już wcześniej były normą w każdym miejscu. Jedyną zauważalną zmianą byli turyści, rezygnujący z wczasów. Jednak i bez tego, już w zeszłym roku turystyka w Tajlandii bardzo mocno ucierpiała, ze względu na bardzo duży wzrost ceny tajskiej waluty.

Luty i marzec
W lutym o Coronie mówiło się dużo, ale nie przekładało się to zbytnio na żadne akcje, które utrudniałyby życie w jakikolwiek sposób. Natomiast pod koniec pierwszego tygodnia marca, efekty COVID-19 były powszechnie widoczne. Wtedy nie byłem już pewny, czy witanie się z zagranicznymi dziewczynami po europejsku, wciąż jest na miejscu, czy zamiast przytulania, jednak witać się po tajsku, czyli samym skinieniem głowy. Na wszelki wypadek czekałem na reakcję drugiej strony – zazwyczaj było wciąż po staremu. W drugim tygodniu marca, zamiast 1/3 osób w maskach, w mojej okolicy byli w nich już prawie wszyscy, a obecnie ciężko spotkać kogokolwiek z odsłoniętą twarzą mimo, że maski wymagane nie są. Po prostu idąc jako obcokrajowiec bez maski, wszyscy patrzą, jakby się chciało ich zabić. Czasami jest ona faktycznie obowiązkowa, np. przy wchodzeniu do niektórych budynków, w metrze itd. ale nie ma odgórnego nakazu ciągłego maskowania się.


Właśnie w tym okresie miała miejsce sesja z Maryą, a dokładniej 11 marca. Wtedy już od dłuższego czasu mierzono temperatury przed wejściem do wszelkich budynków, a większe centra handlowe robiły to kamerami termowizyjnymi.

Po pomiarze jest się oznaczanym kolorową naklejką:

Kiedy temperatura jest za wysoka, to nie można wejść. Ja nie znoszę tych laserowych pomiarów, bo mając na czole 5 pomiarów w ciągu 5 minut, wychodzi mi 5 różnych temperatur. Często mam mierzone 2 razy pod rząd, bo za pierwszym razem jest dużo, a za drugim 2 stopnie mniej. Ostatnio szedłem sobie w 40-stopniowym słońcu, pełen szczęścia, że zaraz zjem swojego ulubionego Sandwicha z mozarellą. Już sobie wizualizuję każdy nadchodzący gryz kanapki, a przy wejściu termometr mówi, że nic z tego, bo 38,4°C. I tak przy każdym pomiarze. Wróciłem zacienioną stroną ulicy do mieszkania i już w lobby 36,6°C…

Tajskie apartamentowce
Mieszkam w budynku, gdzie prawie wszyscy, poza obsługą, są chińczykami. Sporo z nich mieszka tutaj na stałe, ale wiele mieszkań jest wynajmowanych przez Airnbnb, więc dostawy nowych Chińczyków są tutaj co chwilę i to całymi autokarami, a wczasowiczów z Korei też trochę się pojawiało. Także w moim apartamentowcu bardzo wcześnie wprowadzono pomiary temperatur, jednak tylko dla Azjatów. Z biegiem czasu coraz więcej wejść do budynku było zamykanych (jest ich dość sporo, bo grubo ponad 10, nie licząc tych z parkingów, więc ciężko byłoby je wszystkie obstawić). Obecnie sprawdzani są wszyscy, biali również, a czynnych wejść do budynku jest już tylko 6.

Przy okazji przywrócono odźwiernych – gdy ponad 3 lata temu wprowadzałem się do tego budynku, to zawsze była osoba otwierająca główne wejście do lobby, ale w pewnym momencie zniknęła. Teraz odźwierny wrócił w osoby mierzącej temperaturę i otwierającej drzwi w rękawiczkach (ich noszenie nie jest obowiązkowe, ale coraz więcej osób z obsługi to robi).

Poza tym na parterze jest sprzątaczka, która non stop wszystko czyści – klamki, szyby, przyciski w windach itd. Jednak ona tam była zawsze, teraz pewnie po prostu używa środków bardziej alkoholowych. Rozstawiono jeszcze więcej płynów dezynfekujących dla mieszkańców, m.in. przy windach:

Do tego przed wejściem do budynku, po wejściu, w recepcji itd. Widać też oznaczenia, na podłodze, gdzie się powinno stać. Po wejściu do windy również są wytyczne:

Baseny i siłownię zamknięto nam 18 marca. Mogę iść do ogrodu, ale basen jest owinięty taśmą:

Zamykanie wszystkiego i zakupy
Kilka dni później wyszło rozporządzenie, przez które już wszystkie takie miejsca są zamknięte. Nieczynne są też kluby, salony masażu, fryzjerzy itd. Od 22 marca zamknięte są właściwie wszelkie skupiska ludzi, m. in. food courty i supermarkety. Przynajmniej teoretycznie, bo niektóre wciąż działają, np. na parterze mam świetnie zaopatrzone Villa Markt:

Jednak przez to, że zamknięto prawie wszystkie przejścia, to już nie mogę się tam dostać bez wychodzenia z budynku. Teraz trzeba wyjść jednym z głównych przejść, mieć sprawdzoną temperaturę i wejść do marketu innym wejściem, z kolejną kontrolą. Obecnie na naklejkach są też wpisane daty. Być może ten supermarket jest otwarty dlatego, że to sklep głównie dla mieszkańców tego jednego budynku – nie wiem. Braków w sklepach nie zauważam – jeszcze mi się nie zdażyło, żeby brakowało czegoś, co normalnie kupuję, ale ja nie gotuję w domu, więc wielkich zakupów nie robię. Poza tym mnie do pełni szczęścia wystarcza ten jeden supermarket i 7/11 kilka metrów dalej. Nie jeżdżę po całym mieście na zakupy, więc nie mam porównania, natomiast żaden ze znajomych nie narzeka na problemy z zakupami.
Aczkolwiek z maskami jest różnie – w okolicznych sklepach zniknęły, ale w necie ciągle były, więc zamówiłem za równowartość 25 zł maskę Xiaomi Smartmi PM2.5, dzięki której mam nową fotkę profilową:

W między czasie pojawił się w mojej okolicy uliczny sprzedawca, ze zwykłymi maskami materiałowymi (takimi do prania). Kupiłem kilka sztuk za ~5 zł/szt, czyli za kwotę, jaka była wówczas w hurtowej sprzedaży, w necie.

Kumpel kupujący maski w tym samym miejscu 5 minut po mnie, płacił równowartość 12 zł od sztuki ¯\_(ツ)_/¯. Czasem warto pytać o ceny po tajsku, zamiast po angielsku. Sklepy 7/11 cały czas działają 24h/dobę, przy czym trzeba wziąć na poprawkę, że mowa tutaj o Bangkoku, a różne prowincje mogą wprowadzać swoje własne zakazy/nakazy związane z Coronovirusem.
Update: Obecnie 7/11 i wszystko działa max od 5 rano do północy, ze względu na… godzinę policyjną.

Jedzenie
Zamknięte zostały też wszędzie restauracje, co w Tajlandii jest raczej dużo większym wydarzeniem niż w Polsce, bo tutaj jedzenie w restauracji każdego posiłku, jest dla ogromnej części społeczeństwa codziennością . Z tego samego powodu liczba takich placówek jest w żaden sposób nieporównywalna do Polski. Obecnie przy wejściu do restauracji, zazwyczaj są stoły z rozstawionymi daniami i wydaje się je tylko na wynos.

Food courty też działają w taki sposób. Wiele miejsc ma spore promocje, np. w Jeffersie wszystko jest za połowę ceny, FoodPanda co chwilę wysyła mi info że MC Donald’s czy inne KFC daje rabat. Na zewnątrz restauracji, w formie poczekalni, są rozstawione krzesła w odstępach 1-2m:

Dopiero teraz się zorientowałem, że wyrzucenie pół roku temu stołu z jadalni (żeby mieć maksymalnie dużo miejsca na VR), mogło nie być najlepszym pomysłem. W końcu, pierwszy raz w życiu, ten stół do czegoś by mi się przydał. Zamiast tego radzę sobie, siedząc przy aneksie kuchennym, na tym wysokim krześle, używanym wcześniej tylko do sadzania modelek w zdjęciach testowych ¯\_(ツ)_/¯:

Wyprawy na miasto
Wciąż można wychodzić z domów i zapowiedziano, że jeśli przyrost zachorowań będzie taki jak obecnie, to nie pojawią się kolejne zakazy. Tam gdzie to jest możliwe, pracuje się zdalnie, szkoły międzynarodowe uczą zdalnie, a uczniowie zwykłych mają wolne (i to długie, bo za moment i bez wirusa byłoby wolne, ze względu na tajski nowy rok). Autobusy mają oklejone taśmami co drugie siedzenie, żeby tam nie siadać, na ulicach jest dużo mniej osób, a przy drogach stoją sznury taksówek (sięgające kilkuset metrów) czekających na klienta. Czy Tajowie jakoś specjalnie uciekają od siebie i starają się zachować jak największą odległość? To zdjęcie kolejki do restauracji zrobiłem przedwczoraj:

Natomiast w niektórych sklepach są zaznaczone linie, wyznaczające odstępy jakie powinny być zachowane w kolejkach. Streed food prawie zniknął, ale gdzieniegdzie są czynne stoiska, a obok mieszkania podobno mam działający nawet niewielki targ. Jako że restauracje zamykają się dużo wcześniej niż zwykle, bo niektóre już ok. godz. 18, to zdarzało mi się lecieć w nocy do pobliskiego street foodu i o dziwo nawet na miejscu można w nim zjeść. Jednak miejsca mają tak mało, że chyba i tak więcej niż jednej osoby w ten sposób nie obsłużą. Wiele lokali z jedzeniem (nie tylko ulicznym) się tymczasowo zamknęło i nie wydaje jedzenia nawet na wynos. Np. najlepsze mango sticky rice w dzielnicy, wraca dopiero 30 kwietnia.

Dostawy jedzenia mogą się trochę przeciągać, bo chyba brakuje dostawców na skuterach, ale do póki dostaję swojego Sandwicha i KFC w max 30 minut, to przeżyję (połowę szybciej dało by się takie zamówienia realizować, bo lokale są blisko, a te rzeczy błyskawiczne w przyrządzeniu). 7/11 szukało 20 000 dodatkowych dostawców na czas COVID-19, żeby czasy dostaw się nie wydłużały.
Co z modelkami w Tajlandii?
Pracy i castnigów z dnia na dzień było coraz mniej. Obecnie, jak mi to znajoma określiła: siedzą w mieszkaniach, jedzą… i tyją :). Wiele modelek wyleciało z Tajlandii, bo już nic nie zarabiały.

To tyle
Wczoraj podobno zatwierdzono automatyczne przedłużanie prawa do pobytu w Tajlandii dla osób, które dotarły tutaj po 1 marca, ale oficjalne ogłoszenie jeszcze nie nastąpiło, więc póki co traktuję to jako plotkę. Dla mnie idealnie byłoby wpaść do Polski w czerwcu/lipcu. Wtedy sesje zdjęciowe chyba już normalnie by funkcjonowały. Wciąż chcę w Polsce zrobić trochę nagrań sesyjnych, do kursu fotografowania – tutaj można sprawdzić, co w nim jest (i co będzie).