Przed Wami krótki wpis warsztatowy, bo ostatnio tylko na szkoleniach robię zdjęcia, ale późną jesienią planuję serię sesji i wtedy pojawi się sporo nowości. Opisywane tym razem warsztaty odbyły się w lipcu w Warszawie. Jutro będą kolejne, ale jednocześnie ostatnie w stolicy (wolnych miejsc już, niestety, nie ma, więc proszę nie pisać w tej sprawie, chyba że ktoś chce wziąć udział w szkoleniu na Śląsku). W Warszawie pewnie zorganizuję coś jeszcze w przyszłym roku, ale już w innej formie. Wracając do tematu przewodniego – podczas warsztatów zrobiłem zdjęcia beauty oraz fashion i właśnie o nich będzie ten wpis, a także o podstawach, o których warto pamiętać robiąc tego typu fotografie.
Byliśmy w studio Medikonu. To firma zajmująca się marką Fomei w Polsce, więc pod ręką było sporo dobrego sprzętu (m.in. lampy dla zawodowców – Digital Pro X , których używaliśmy). Spokojnie wystarczyłaby nam niższa seria, ale kiedyś już używałem Pro X (opisywałem je przy okazji sesji Summer Time), więc odruchowo sięgnąłem właśnie po nie. Wszystkie tła w tym studio są z kartonu, a nie ze znienawidzonej przeze mnie ceraty zwanej polipropylenem. To podstawa, bo z tym dziurkowanym syfem jest więcej problemów niż pożytku, a karton dopóki nie jest pognieciony, to sprawdza się świetnie. Było kilka kolorów, w tym mój ulubiony – czarny. Można z niego zrobić na zdjęciach szary czy nawet biały, jak ktoś tak woli, ale ja preferuję tę pierwszą opcję, a właściwie szarość przechodzącą w czerń. Równomiernie oświetlone tło to zdecydowanie nie moje klimaty.
Szkolenie rozpocząłem od omówienia lamp i modyfikatorów. Lampy Fomei mają świetne piloty – 600 W w standardzie, a zamontować da się nawet te o mocy 1000 W. Przy takim świetle chińskie modyfikatory to nie jest dobry pomysł – tanie lampy mają piloty max 250 W, a to ogromna różnica w wydzielanym cieple. Do mocnych pilotów potrzeba tych modyfikatorów, które są przystosowane do światła ciągłego. Pisałem o tym już kilka razy, ale warto przypomnieć, zanim ktoś spali sobie studio :). To ekstremalny przykład, ale żółknięcie dyfuzorów i niszcząca się warstwa odbijająca (sreberko) to norma przy używaniu tak mocnych pilotów z softboxami nieprzystosowanymi do tego. Jak się kupi dobre lampy, to na modyfikatorach nie ma sensu oszczędzać, tym bardziej że te porządne wcale nie muszą kosztować kosmicznych pieniędzy – akurat w przypadku Fomei istnieje nawet seria Eko, równie odporna na temperatury (są one trochę cięższe od tych droższych).
Po omówieniu lamp, modyfikatorów i innych rzeczy, czyli po ponad godzinie teorii przyszła pora na pierwsze beauty robione na wprost (do dzisiaj do jego obróbki nie usiadłem, ale może kiedyś wrzucę aktualizację), a później na zdjęcie wykonane z innego kąta:
Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/7,1 | 1/200 s | ISO 200
Jak zmieniam kadr, to nie przestawiam modelki, tylko sam zmieniam pozycję. Lampa główna może wtedy zostać na swoim miejscu (a z jej ustawianiem jest najwięcej roboty). Kontry też zostają, tyle że jedną z nich zazwyczaj wówczas wyłączam (tę, która świeci w obiektyw). Podczas zmiany kąta zmienia się też tło. Dlatego uwielbiam używać do tego celu czarnej blendy – można ją błyskawicznie przestawić tak, żeby znowu była za modelką. Warto mieć przy sobie coś, żeby ustawić blendę nieco wyżej – wysokość 180 cm to zazwyczaj za mało, a w przypadku zdjęć beauty nie ma potrzeby, by blenda zaczynała się już przy samej podłodze.
Do oświetlania tła używam lampy postawionej na psie, czyli na bardzo niskim statywie. Mój ma kółka – ogromna wygoda. Przestawiam psa i ustawiam światło pod nowy kadr. Trochę to trwa, bo inaczej trzeba ustawić do ujęcia robionego standardowo, a inaczej do takiego od dołu – wtedy należy świecić o wiele wyżej. Dlatego też wspomniane 180 cm blendy to za mało.
Setup był dość pospolity, robię go niemal zawsze. Lampa Fomei Digital Pro X 1200 Ws + Beauty dish 70 cm z plastrem miodu centralnie przed modelką, na dużej wysokości, co można zauważyć patrząc na cień pod nosem. Jest też wycelowana we włosy kontra, zrobiona stripem z plastrem miodu. Bez niej, zamiast fryzury, powstałaby czarna plama. O tle już wspominałem.
Fashion
Zdjęcia modowe na białym tle nigdy mi nie wychodzą, bo oświetlam tak, żeby uzyskać sporo cieni, a to już zupełnie inny klimat. Kiedyś może wypracuję jakiś swój styl w tego typu oświetleniu, ale póki co daleka do tego droga. Czym prędzej przeszedłem więc do ulubionego koloru – czarnego.
Nikon D700 | Nikkor 85mm | 5,6 | 1/200 | ISO 200
Jako główne światło służyła lampa Digital Pro X 1200 Ws + beauty dish 70 cm z założonym plastrem miodu. To dość trudny modyfikator do takich zdjęć, bo wymaga odpowiedniej ilości miejsca i wysokości. Jakbym chciał zrobić takie zdjęcie w zwykłym mieszkaniu, to pewnie zabrakłoby mi miejsca, żeby odsunąć się z lampą na odpowiednią odległość. Gdy lampa znajduje się daleko, to jest i wysoko, więc sufit byłby kolejną przeszkodą. W studio Fomei miejsca było w sam raz. Dzięki gridowi tło jest ciemne – oświetlona została niemal tylko postać, a reszta jedynie delikatnie rozświetlona. Bez grida byłoby sporo koloru jasnoszarego, miałbym słabszy kontrast (głównie przez jaśniejsze cienie). Samo światło byłoby nieco miększe, chociaż do takiego z softboxu bardzo mu daleko.
Nikon D700 | Nikkor 85mm | 5,6 | 1/200 | ISO 200
Natomiast gdybym użył właśnie softboxa (ok. 90 cm albo więcej), to wtedy niemal całe tło byłoby szare, cienie widoczne, ale miększe i w tym wypadku byłby to dla mnie spory minus. Jako kontrę, podobnie jak poprzednio, zastosowałem strip z gridem.
Backstage
Make Up robiła Vanessa Zalewska, asystował Pro.
[nggallery id=13]
Podsumowanie
Najgorzej z całych warsztatów poszło nam chyba… zamawianie jedzenia :). To pizzeria nie odbiera, to nie dowozi, to coś jeszcze innego. Ale w końcu się udało! Jak już wspominałem, to ostatnie takie szkolenie w Warszawie. Jeszcze jedno obędzie się na Śląsku i na ten rok to by było na tyle. Również w październiku zorganizuję szkolenia w różnych rejonach kraju, ale to przede wszystkim grupowe z retuszu. Z końcem października całkowicie kończę wszelkie warsztaty zaplanowane na ten rok. Nadchodzą zmiany! :)