W minioną sobotę, 24 listopada, odbyła się XI edycja Ogólnopolskich Mistrzostw Makijażu Ekstrawaganckiego. Temat przewodni brzmiał „Summer time”. Oczywiście nie ja brałem udział w mistrzostwach, tylko wizażystka, z którą robię prawie każdą sesję, czyli Karolina Zientek. Wygrała, ale to chyba nikogo nie zaskoczyło. Zrobiliśmy sesję zdjęciową beauty i fashion, żeby uwiecznić mistrzowską stylizację, której podtytuł brzmiał „Podróże marzeń”. Tutaj możecie przeczytać więcej o make upie i stylizacji.
Moim zadaniem było zajęcie się tylko zdjęciami, więc obyło się bez specjalnych przygotowań. Karolina miała znacznie więcej na głowie – musiała dobrać odpowiednie miejsce do takiej sesji i zaplanować make up, który zmiecie konkurencję. Strój też sama szyła – miał być taki, żeby idealnie komponował się ze stylizacją. Fryzurę po raz kolejny zrobiły dziewczyny z Le’Prestige w Tarnowskich Górach, a pozowała Klaudia Danch.
Zdjęcia zrobiliśmy w Brazylii, a tak mniej oficjalnie, to w ogrodzie tropikalnym w Świerklańcu. Ale wyglądał jak Brazylia, tyle że z gniazdkami do podpięcia lamp błyskowych. Wcześniej jedynie na zdjęciach widziałem to miejsce i spodziewałem się czegoś wielkiego. Okazało się, że wolnej przestrzeni jest niewiele – rośliny posadzono blisko siebie i nie ma gdzie rozstawić lamp tak, żeby liście nie zasłaniały światła. Natomiast szerokokątny obiektyw, który sprzedałem, bo nigdy nie był używany, teraz właśnie bardzo by mi się przydał. Ostatecznie musiałem całkowicie zmienić koncepcję i w kadrze, zamiast zieleni, były kamienie i odrobina wody.
Moje lampy studyjne są kiepskie i o małej mocy, więc na tę sesję wziąłem sporo rzeczy od firmy Medikon, polskiego importera marki Fomei, ale więcej o tym napiszę przy okazji omawiania setupów. Jako że tego sprzętu było bardzo dużo, to poza znanym już Mateuszem „Pro” Prociakiem, który asystował, był też jego asystent – Marcin Zimny zwany „Zimnym”.
Światło
Na pierwszy ogień poszło zdjęcie całej stylizacji. Jak już wspomniałem, gdy dotarłem na miejsce, musiałem całkowicie zmienić plany dotyczące ujęć. Ostatecznie jako tło do zdjęć została wybrana skalista sceneria nad wodą. Były to okolice jaskini. Miejsce mocno ograniczało możliwości jego oświetlenia, bo tam, gdzie najchętniej postawiłbym lampę, był dziesięciometrowy wodospad. Ustawienie wszystkiego zajęło więc sporo czasu. Zdjęcia zrobiłem obiektywem 50 mm, co mi kompletnie nie pasowało. Przy takiej scenerii szerszy kąt dałby mi lepsze ujęcia, no ale szerszego nie miałem. Żeby wycisnąć chociaż trochę dynamiki z tych 50 mm, robiłem ujęcie z dołu, które wyglądało tak:
50 mm | F/5,0, 1/200 s, ISO 200
Światło zastane chciałem wykluczyć całkowicie (dach był przeszklony), żeby mieć pełną kontrolę nad światłem. ISO 200 i czas 1/200 s załatwiały sprawę. Moja lampa była zdecydowanie za słaba, żeby coś zdziałać przy takich zdjęciach, zresztą już nieraz wspominałem, że trzeba ją zastąpić czymś mocniejszym. Tym razem jako światła głównego użyłem więc lampy Fomei Digital Pro X 1200 Ws. Fomei to czeska firma znana z dobrego stosunku jakości do ceny. Mają lampy skierowane do zawodowców, ale nie tylko. Model, którego używałem, pochodzi z najwyższej serii i jest najmocniejszą z dostępnych wersji. Może być też używany jako lampa światła ciągłego – seryjnie ma żarówkę pilotującą 650 W, ale można zamontować nawet 1000 W. Poza tym nie trzeba ciągle biegać do lamp, żeby zmienić ustawienia, bo można nimi sterować za pomocą pilota lub laptopa (niestety, podczas tej sesji nie miałem potrzebnego do tego celu nadajnika USB). Fomei szykuje też sterowanie za pomocą tabletu, więc pewnie kiedyś napiszę jak to się sprawdza. Panel sterujący składa się z tego co zazwyczaj, mamy więc kilka przycisków, regulację mocy flasha i światła modelującego za pomocą potencjometrów (z wyczuwalnym skokiem o każde 0,1 EV). Całość jest na tylnej ściance i wszystko mamy przedstawione na podświetlanym LCD.
Do ww. lampy zapiąłem beauty disha 70 cm z gridem. Miałem też disha Fomei 43 cm, który różni się dość mocno od chińskiej masówki. Jest bardzo głęboki – przypomina nieco połączenie standardowej czaszy z dishem i oficjalnie jest nazywany „Reflektorem zmiękczającym Fomei 43 cm”. Jednak w czasie tej sesji go nie użyłem – musiałem oświetlić całą postać, więc potrzebowałem czegoś większego. W ruch poszły też dwie lampy reporterskie Yongnuo YN-460II, które rozświetlały wnętrze jaskini za modelką (sufit i ścianę). Po jednej z nich lała się woda, więc została umieszczona w białej reklamówce, która przy okazji robiła jako niewielki dyfuzor. Kolejną, czwartą lampą była studyjna Fomei Digital Pro X, czyli lampa z tej samej serii co ta z beauty dishem, tylko tym razem o mocy 500 Ws i z założonym stripem Fomei 30×90 cm. Niestety, bez grida, więc nie dało się tego softboxu ustawić tak, żeby światło z niego całkowicie omijało modelkę. W związku z tym użyłem jeszcze czarnej blendy 180 cm, która załatwiła problem. Dodam jeszcze, że to modyfikator przystosowany do światła ciągłego, więc niestraszne mu nawet ogromne moce pilotów. Jako że nie miałem przejściówki na dużego jacka, która była potrzebna do wpięcia mojego wyzwalacza radiowego do lamp Fomei (miałem tylko do lampy głównej), to trzeba było sobie poradzić inaczej. Światło z pozostałych lamp do fotoceli nie docierało. Kolejna lampa YN-460II była więc tylko po to, żeby, wyzwalana radiem, świeciła wprost na lampę studyjną, tym samym wyzwalając ją. Tak to wszystko wyglądało:
Drugie zdjęcie zostało zrobione zaraz obok, więc lampa główna stała w tym samym miejscu. Należało ją tylko skierować nieco bardziej w bok. Lampy reporterskie, które były w jaskini, już się nie przydały, a strip tym razem oświetlał kamienie z prawej części kadru, zamiast z lewej. Cały czas towarzyszyła mu czarna blenda odcinająca światło, jakie dawał, od modelki. Tylko tym razem blenda była po drugiej stronie lampy.
50 mm | F/5,0, 1/200 s, ISO 200
Teoretycznie można by oświetlić kadr jedną dużą oktą i też nie byłoby niedoświetlonych miejsc. Jednak efekt finalny byłby zupełnie inny – miękkie światło, bez klimatu, ot, taki sobie pstryk. Czas mieliśmy ograniczony i dobiegał końca, więc po tych dwóch ujęciach przyszedł czas na beauty:
N135 mm| F/8,0, 1/200 s, ISO 400
Głównym światłem wciąż był beauty dish z gridem, z lampą 1200Ws. Tym razem modelka stanęła dokładnie na wprost niego. Jako tło posłużył kawałek sukienki, który trzymała w górze osoba stojąca za modelką. Było ono zaraz za głową, więc żadnego osobnego światła na tło nie potrzebowałem. Trochę szczegółów się gubiło w cieniach, więc od góry Pro trzymał używany też wcześniej softbox/strip 30×90 cm. Tym razem świeciła przez niego lampa Yongnuo YN-460II.
Czemu ISO podniesione do 400? Bo czasu było bardzo mało, a zmiana mocy lampy nad przepaścią nie była zbyt komfortowa. W związku z tym aby nie tracić czasu, postanowiliśmy zostawić to tak jak było, zwłaszcza że różnicy w jakości między 200 a 400 i tak nie ma.
135 mm | F/8,0, 1/200 s, ISO 400
Natomiast kolejne zdjęcie pokazuje świecenie stripem tak jak na pierwszym beauty (czyli z góry), ale twarz nie jest skierowana na wprost głównej lampy, tylko nieco obrócona w lewo (dobrze to widać po cieniu na szyi). Poza tym zdjęcie robione jest ze znacznie niższej wysokości:
135 mm | F/8,0, 1/200. ISO 400
Na koniec zdjęcie testowe, na którym możecie zobaczyć jak się rozkłada światło, kiedy setup pozostaje bez zmian, ale twarz jest zwrócona w drugą stronę:
135 mm | F/8,0, 1/200. ISO 400
Backstage
[nggallery id=2]
Podsumowanie
Bardzo brakowało mi szerokiego kąta. Poza tym zdecydowanie nie wykorzystałem w pełni miejsca, w którym robiliśmy te zdjęcia. Teraz, jak już wiem, jak ono wygląda, mogę sobie zaplanować konkretne ujęcia. Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę z 35 mm. Rzeczy podesłane przez Fomei przydały się, bo z moją lampą 300 Ws wiele bym nie zdziałał, chcąc oświetlić całą postać dishem, z założonym plastrem miodu. Jak wspominałem, zależało mi na całkowitym wykluczeniu światła zastanego, więc podnoszenie ISO przy tej przysłonie nie wchodziło w grę. Zresztą z podobnym problemem borykałem się przy sesji „Snow White – Królewna Śnieżka”, przez co straciłem jedno ujęcie. Jednak Fomei Digital Pro X to lampy przeznaczone dla zawodowców, którzy używają ich każdego dnia po wiele godzin, wymagają doskonałej powtarzalności błysków itd. Ja nie robię codziennie sesji trwających osiem godzin i nie używam światła ciągłego inaczej niż w formie pilotów, więc w pełni tych lamp nie wykorzystam. Niemniej jednak światło pilotujące o takiej mocy przydałoby mi się niejednokrotnie, bo grid na dishu gasi wszystko, co montuje się w tanich lampach. Ciekawe tylko, czy mój chiński beauty dish jest przystosowany do takich temperatur (mocne piloty), do jakich te lampy. Biorąc pod uwagę cenę i jakość wykonania, mam spore wątpliwości…
Sprzęt Fomei dostarczył oficjalny polski importer, firma Medikon.