Search
Close this search box.
MuT01

Make Up Trendy – pierwsze beauty i boom własnej roboty

W lipcu 2011 nie robiłem jeszcze zbyt często sesji zdjęciowych, a na pewno organizowałem je rzadziej niż teraz. Fotografii beauty nie wykonywałem w ogóle, poza jednym wyjątkiem zrobionym w ramach testu (niezbyt udanego zresztą…). Wówczas przekonałem się, że chcąc robić takie zdjęcia, trzeba mieć statyw typu żuraw (tzw. boom).

Wiedziałem już, że beauty i fashion to kierunek, w którym muszę iść. Najpierw postanowiłem popracować nad beauty, bo takie sesje prościej zorganizować… Do fashion do tej pory nie znalazłem stylistki.

Dawno, dawno temu…

Zarówno do beauty, jak i do fashion trzeba mieć ekipę, nie da się tego zrobić samemu. Kilkanaście kilometrów ode mnie mieszkała wizażystka, znana Wam już Karolina Zientek, z którą najbardziej chciałem współpracować. Jej portfolio obserwowałem od dawna i trudno mi było wyobrazić sobie wyższy poziom umiejętności niż ten, jaki prezentowała (teraz jest jeszcze trudniej). Gdy znajomy poprosił mnie o zorganizowanie dwóch sesji, dałem mu warunek, że zrobię je, jeśli Karolina będzie malowała – tak ją poznałem.

Pół roku później, chwilę przed północą, zadzwonił telefon. Było to po moim pierwszym teście beauty i po zbudowaniu prowizorycznego booma. To była Karolina; powiedziała, że następnego dnia będzie robiła make-up, który ma ukazać się w magazynie „Make-Up Trendy” – po południu trzeba zrobić sesję beauty, która go uwieczni, w tym kilka zdjęć pokazujących poszczególne etapy powstawania makijażu, potem te zdjęcia obrobić i… wysłać tego samego dnia do redakcji, bo taki jest deadline :). Jak już myślałem, że przegadałem ją, mówiąc, że tak się nie da, to ona mnie przegadała, mówiąc, że się da… Następnego dnia zrobiliśmy sesję.

Sesja

Pozowała Klaudia Danch. Kiedy Karolina zaczęła ją malować, ja rozłożyłem pseudostudio w salonie fryzjerskim, który znajdował się w tym samym budynku. Wiele rozkładania nie było – cały swój sprzęt mieściłem wtedy w jednym plecaku (z upływem czasu coraz bardziej mi tego brakuje…). Miałem jeden modyfikator – parasolkę transparentną oraz trzy lub cztery lampy reporterskie warte 150 zł/szt. (opisywałem je tutaj). Rozłożenie całości (łącznie z zasłonięciem luster blendami) trwało w sumie jakieś 3–5 minut. To podstawowy argument, dla którego coraz bardziej skłaniam się ku powrotowi do podobnego zestawu (tylko nieco bardziej rozbudowanego).

Wyglądało to tak:

make up trendy backstage

make up trendy - backstage

Ta konstrukcja, na której zamontowana jest lampa z parasolem, to właśnie mój pierwszy boom. Zrobiłem go z jakiegoś taniego i, niestety, kiepskiego statywu oświetleniowego oraz drugiego, jeszcze tańszego i jeszcze gorszego. Połączyłem je ze sobą plastikowym uchwytem, który z założenia służył do trzymania wysięgnika na blendę. Straszny syf. Zarówno uchwyt, jak i cała konstrukcja.

Przy lampie reporterskiej się to sprawdzało. Później jednak kupiłem studyjną i stwierdziłem, że zamontuję ją na tym… razem z beauty dishem 70 cm. Nie muszę chyba pisać, że lekkie to nie było. Do tego przeciwwaga w postaci torebek wizażystki i modelki. Nie uwierzylibyście, ile damska torebka może ważyć… Do dziś nie wiem, jak to się stało, że nikt pod tym wszystkim nie zginął. Statyw, który służył za wysięgnik cały się wygiął, a ten, na którym całość była przymocowana opadał pod ciężarem tego wszystkiego. Trzeba więc było kleić go taśmą za każdym razem po ustawieniu odpowiedniej wysokości. Wspominałem już we wcześniejszych wpisach, że taśma klejąca to podstawowe akcesorium fotograficzne?

Ostatecznie wymieniłem to na normalnego booma (jak już mocowanie połamało się tak, że nawet taśma nie była w stanie pomóc), ale ten powyższy na opisywanej dzisiaj sesji sprawdził się świetnie. Z lampą reporterską i parasolem nie sprawiał żadnych problemów, bo to nic nie ważyło. Nawet przeciwwagi nie trzeba było zakładać. Poza tym to była jego pierwsza sesja, więc jeszcze nie zdążył przybrać kształtu banana.

Najpierw ustawiłem oświetlenie, następnie zrobiliśmy kilka zdjęć poszczególnych etapów powstawania make-upu (tutaj możecie poczytać jak on powstał), a później przyszedł czas na docelową fotografię beauty:

Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/8 | 1/200 | ISO 200

Setup było widać już wcześniej – jako główne światło parasol zawieszony na boomie. Za modelką ustawiłem dwie gołe kontry (miały założone dyfuzory, ale to tak jakby nie miały nic). Była też biała blenda dopalająca cienie od spodu. Powstał więc jeden z najpopularniejszych setupów, zwany clamshell.

Make up trendy - backstage

Jednak do magazynu wysłane zostało inne zdjęcie, chociaż robione z tym samym rozstawieniem lamp. Na pewno słyszeliście, że wielu fotografów dopiero kilka dni po sesji wybiera zdjęcia. Zaraz po sesji często wybór pada na kiepskie fotografie. Dopiero ponowne spojrzenie pozwala dostrzec szczegóły, które dane zdjęcia dyskwalifikują. Ja miałem podobnie przez długi czas. Zresztą do dzisiaj wolę na spokojnie, nawet tydzień po sesji wybrać najlepsze ujęcia. Wtedy kompletnie jeszcze nie wiedziałem na co zwracać uwagę, więc nie mogłem wybrać dobrego zdjęcia… Ostateczny głos i tak oddałem Karolinie, żeby było pewne, że make-up jest dobrze widoczny. Do magazynu wysłaliśmy poniższą fotografię:

Nikon D700 | Nikkor 135mm 2D DC | F/8 | 1/200 | ISO 200

Teraz z pewnością nie wybrałbym tego zdjęcia – dół zdecydowanie mi nie pasuje.

W magazynie wyglądało to tak:

Make up trendy krok po kroku

Podsumowanie

Zdjęcia zostały wysłane na czas, chociaż łatwo nie było, bo zanim usiadłem przed komputerem, było już późne popołudnie. Udało mi się jednak zdążyć. Ostatecznie i tak powiedziano nam, że fotografie można wysłać dopiero następnego dnia, więc na wszelki wypadek nie przespałem nocy :).

Zdjęcia do kolejnego numeru robiłem mając już znacznie większe doświadczenie w beauty, a o ostatniej sesji, którą można zobaczyć w najnowszym numerze „Make-Up Trendy”, mogliście poczytać we wpisie „Summer Time: Mistrzowska Stylizacja i lampy Fomei Digital Pro X”.

Udostępnij