Search
Close this search box.
lera-voland-9464-1

Lera i rozważania nad nowymi lampami

Dzisiaj na zdjęciach zobaczycie Lerę z Ukrainy, którą na kontrakcie w Tajlandii reprezentuje Apple Models. Zrobiłem jej trochę testów we wtorkowe południe, jednak to nie na nich się dzisiaj skupię. Chyba już ostatnio wspominałem, że powoli zaczynam myśleć nad zmianą lamp studyjnych, więc ostatnio zrobiłem research żeby zobaczyć co się zmieniło. Wniosek: w niektórych systemach trochę, a w innych tyle co nic. To zdecydowanie nie jest branża, w której co roku trzeba pokazać coś nowego, żeby nie zostać w tyle za konkurencją. Obecnych lamp używam od 6 lat i cały czas mają się świetnie (no może poza jedną, która niechętnie błyska po ostatnich upadkach). Jednak moim wpisom blogowym przydało by się wzbogacenie o nowy sprzęt, a mnie przydałoby się zdalne sterowanie we wszystkich lampach. Zawsze powtarzałem, że to jedno z najlepszych usprawnień i dalej tak twierdzę.

Czasem używałem mocniejszej kontry, czasem słabszej, ale niezależnie od tego wszystkie zdjęcia powstały za sprawą obiektywu 135 mm z przysłoną F/8 i ISO 80. Jedynym wyjątkiem są dwa mocne zbliżenia na twarz, ale o nich jeszcze wspomnę.

Parametry swoich lamp reporterskich od lat zmieniam zdalnie, podobnie jak głównej lampy studyjnej. Niestety moje pomocnicze studyjniaki są pozbawione sterowania na odległość. Wybierałem je, bo na swoje czasy były bardzo małe, lekkie i miały dużą regulację mocy – wtedy to dla mnie było priorytetem. Wówczas wszystkie lampy sterowane zdalnie były większe, bo tylko te nieco bardziej zaawansowane modele miały remote control, bo to była nowość. Teraz sterowanie na odległość już nikogo nie dziwi.

Jeszcze nie wiem czy moje kolejne lampy będą tej samej firmy co obecne (Jinbei) czy innej, ale to co ten producent zrobił ze swoim najnowszym nadajnikiem jest dość ciekawe. Stworzono tylko jeden sterownik, za to działający z wszystkimi systemami i z możliwością zmiany ustawień telefonem/tabletem.

Natomiast Broncolor (to zupełnie inna półka lamp, ale nie o to tutaj chodzi, a o innowacje, których lata temu nie było) ma m.in. opcję kompensacji mocy wszystkich lamp jednocześnie, więc po zmianie przysłony albo ISO, moc wszystkich lamp można dostosować jednocześnie, czyli sekunda i po sprawie. Do tego można zapisywać swoje setupy oświetleniowe, przypisywać je do różnych studio i błyskawicznie aktywować. Chyba nie da się tego lepiej wymyślić niż u nich i bardzo bym chciał, żeby docelowo każdy to rozwiązał w podobny sposób.

Z kolei Profoto nie ma jeszcze tak rozwiniętej aplikacji, ale pewnie w końcu nadrobią i ewidentnie w swoich lampach studyjnych kładą ogromny nacisk na mobilność, Są zrobione tak, by nawet bez żadnych dodatkowych modyfikatorów światło było częściowo zmiękczone, obudowy są tak kompaktowe jak to tylko możliwe i mają wbudowaną regulację kąta świecenia. Mnie to zbędne, ale jakbym robił np. plenery ślubne lub tematy nieco reportażowe, to pokochałbym ten system jeszcze bardziej.

Bardzo często zamiast dodatkowych lamp studyjnych, korzystałem z lamp reporterskich, w których mam zdalną regulację parametrów, więc i tak na mnóstwie sesji ustawiam sobie całe oświetlenie zdalnie. Jednak w kontrach robionych lampami reporterskimi, nie używam modyfikatorów. Stosuję gołe lampy, które świecą prosto w modelkę. Aczkolwiek staram się od tego odejść i zacząć używać tylko sprzętu studyjnego (tak też zrobiłem m.in na dzisiaj pokazywanych zdjęciach). Nie dlatego, że z tym mobilnym ekwipunkiem jest coś nie tak – wciąż uwielbiam swoje lampy reporterskie i np. do robienia blików w oczach oraz do doświetlania cieni, cały czas właśnie ich zamierzam używać. Jednak w roli światła kontrowego lubię stosować stripy z gridami, a gdybym je założył na lampy reporterskie, to przy moich przysłonach regularnie brakowało by energii błysku i musiałbym iść na kompromisy. Czyli dobierać odległość lampy od modelki tak, by wystarczyło światła, a nie tak, by rozchodziło się w sposób jaki mi najbardziej w danej chwili pasuje. 

Zresztą jeśli by prześledzić opisy moich sesji zdjęciowych, to łatwo byłoby zauważyć, że te lampami reporterskimi mają zawsze kontry bez modyfikatorów. Natomiast gdy używam do tego samego celu lamp studyjnych, to zawsze ze stripami – chyba nie ma ani jednego wyjątku od tej reguły.

To zdjęcie i jedno następne, jako jedyne miały przysłonę zmniejszoną do F/4,5, żeby uzyskać bardziej portretowy wygląd. Poza tym w ich przypadku lampa była przysunięta bliżej modelki, żeby uzyskać miększe oświetlenie.

Stripy

Skąd decyzja o zaprzestaniu używania gołych kontr? Ze względu na retusz, a raczej mniejszą jego potrzebę, gdy odpala się miększe światło. O ile w beauty modelka nie rusza się mocno, to przy pozostałych zdjęciach bywa różnie, a goła lampa kontrowa musi dobrze trafić, żeby nie spowodowała żadnych problemów (a czasem po prostu nie da się ich uniknąć). 

  1. Trzeba uważać, żeby część ucha nie rzuciła cienia w kierunku twarzy, bo będzie go trzeba usuwać w postprodukcji, albo twarz będzie wyglądała dziwnie.
  2. Włosy muszą być bardzo dobrze ułożone, bo każdy, który odstaje od głowy, będzie widoczny 1000 razy bardziej niż normalnie.
  3. Wszystkie włoski na twarzy mogą stać się od razu widoczne, nawet jeśli są tak delikatne, że normalnie ich w ogóle nie widać.

Często żaden z tych problemów nie wystąpi, a jeśli już, to np. przy zdjęciach beauty retusz się z tego powodu nie wydłuży znacznie – po prostu nad takimi zdjęciami i tak się siedzi bardzo długo. Ale nie samym beauty człowiek żyje.

W zdjęciach, na których modelka mocno zmienia pozy, właściwie nie ma się pełnej kontroli nad efektem finalnym, gdy używa się nierozproszonego światła, bo raz kontra trafi idealnie, a przy innym ustawieniu ciała spowoduje cień rzucony przez fryzurę na twarz, lub trafi prosto w policzek, wydobywając nienaturalnie mocno jego strukturę itd. Przy zmiękczonym świetle te mankamenty też mogą wystąpić, ale w złagodzonej formie i zdecydowanie rzadziej. Poza tym miękkie cienie mogą być zupełnie niewidoczne, lub w ogóle nie będą przeszkadzać, a te ostre, z gołej lampy, zawsze są problemem. O ile w beauty lampy da się dość precyzyjnie wycelować, to w wielu innych przypadkach niezbyt. Zresztą zdjęcia inne niż beauty, obrabia się znacznie krócej i na nich poprawienie mankamentów z gołej lampy może stanowić ogromny procent całej pracy. 

Maksymalna wydajność

Ostatnio sobie pomyślałem, że fajnie byłoby robić sesję testowe i nie odkładać obróbki na później, ale najlepiej jeszcze tego samego dnia mieć wszystkie zdjęcia wyselekcjonowane, obrobione i wysłane (a najpóźniej w ciągu 24h). Zazwyczaj oddaję z takich sesji do kilkunastu fotografii, więc nie byłby to jakiś wielki wyczyn, bo zdjęcia, testowe mają prostą obróbkę. Te, które tutaj wrzuciłem, zostały obrobione jeszcze w dniu sesji i przygotowane do publikacji po przebudzeniu się następnego dnia. Jednak gdyby goła lampa mi zaświeciła, uwydatniając coś zbyt mocno, to mógłbym albo zrobić retusz po amatorsku – poświęcając jakość, albo porządnie i zajęło by mi to wtedy dużo więcej czasu. Opcja pierwsza oczywiście nie wchodzi w grę, wtedy lepiej byłoby już w ogóle nie obrabiać zdjęcia, ale to też żadne wyjście – postać z ostrym światłem wygląda znacznie gorzej niż na co dzień, a przecież nie o takie pokazanie modelki chodzi w zdjęciach testowych. 

Znam siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że poprawianie niedoróbek światła, nie daje mi żadnej radochy z retuszu i często odkładam go wtedy na później. Zresztą samą selekcję odkładam, jeśli światło w zdjęciach mi nie odpowiada w pełni. Proces selekcji zdjęć też wtedy zajmuje więcej czasu, bo się zastanawiam czy na pewno wybrać fotę, na której poza mi pasuje idealnie, ale właśnie światło z kontry nie trafiło jak miało, czy może jednak nieco gorsza poza, ale światło takie jak chciałem…

Fotografie które robię i tak nie są nastawione na błyskawiczną obróbkę, bo ze względu ma moje upodobanie do cieni i kontrastów, wciąż używam głównego modyfikatora o średnicy maksymalnie 90 cm. Większe mają u mnie grubą warstwę kurzu, a jeśli chodzi o główny Softbox, to już od lat w ogóle większych nie posiadam, bo zawsze ostatecznie sięgałem właśnie po 90 cm. Do tego wciąż dobieram odległość na tyle dużą, by w miarę równomiernie oświetlić postać, a nie by dać bardzo miękkie światło. Także może do dobry moment, żeby pójść na kompromis i zacząć używać do takich zdjęć nieco większego światła głównego? Nad tym jeszcze pomyślę.

Cały setup był bardzo prosty – octa 90 cm (bez grida) + strip o szerokości 20 cm z gridem. Do tego lampa umieszczona na krześle, wycelowana w czarne tło (rozkładane jak blenda). Światło z tej lampy uciekało mi na modelkę, więc zasłoniłem je z jednej strony. Moc dodatkowych lamp zmieniałem w zależności od ujęć – czasem tło chciałem mieć jaśniejsze, innym razem bliższe czerni. Podobnie było z kontrą – na niektórych ujęciach jest bardzo delikatna.

To tyle na dzisiaj. Lerę możecie śledzić na jej Instagramie. Mnie również! To jest moje konto: instagram.com/thomas_voland

Udostępnij