O tym jak się oświetla stanowisko do retuszu napisałem już wiele. Dzisiaj wrócę do tego tematu, ale z nieco innej strony, bo mocno subiektywnie, skupiając się na używaniu LEDów w roli lampy oświetlającej pomieszczenie, a jeszcze konkretniej – opisując pewną lampę z dobrymi LEDami i regulacją jasności oraz temperatury bieli. Aczkolwiek do dzisiaj w pokoju z komputerem, uważam świetlówki liniowe za oświetlenie znakomite. Mają podłużny kształt, więc łatwo równomiernie oświetlić ścianę, a przez swoją długość światło nawet bez żadnego modyfikatora jest bardzo przyjemnie zmiękczone. W połączeniu z oprawą rastrową można zapanować nad tym, gdzie światło ma padać i mamy niemal ideał. Jedną z większych wad jest to, że standardowo nie ma możliwości regulacji jasności ani temperatury, żywotność jak na dzisiejsze standardy jest nieduża, a tu gdzie mieszkam, nigdy nie było łatwo o dobrej jakości świetlówki (aczkolwiek w Polsce to nie problem).
Zanim zacznę, powinienem jeszcze wspomnieć, że jestem wyczulony na równomierne oświetlenie stanowiska do retuszu – nie umiałbym wrócić do pracy w warunkach, gdzie wokół monitora jest jasno, a pół metra dalej, w zasięgu wzroku, zupełnie inaczej (mimo że latami tak używałem komputera). Jednak zdaję sobie sprawę, że wiele osób tak ma, albo co gorsza wszędzie mają ciemno i wąski strumień światła nie będzie im przeszkadzał tak bardzo jak mi. Tak samo większości z nas niby nie przeszkadzało siedzenie przed wypalającym oczy monitorem ustawionym na 160 nitów, w ciemnym salonie, ale wrócić do tego mało kto by chciał…
„Żarówki LEDowe” z najlepszymi diodami wciąż nie są tanie, a ze względu na rozmiar, trzeba kilku sztuk by uzyskać rozproszenie światła jak długą świetlówką. Da się nimi fajnie oświetlić pomieszczenie, ale nie było to aż takie proste. Są też smart „żarówki” takie jak Philips Hue – pisałem już kiedyś, że mam w nich całe mieszkanie, z wyjątkiem właśnie pomieszczenia do retuszu, mimo że teoretycznie sprawdziły by się tam świetnie, bo nic innego nie pozwala na aż takie panowanie nad jasnością i barwą światła. Ich CRI nikogo nie zachwyci, ale do samego retuszu to bez znaczenia, o ile uniknie się zafarbów. Zazwyczaj przy niskim CRI to trudne, ale Hue mają ogromne możliwości regulacji. Mimo wszystko wolałem świetlówkę, ze względu na wspomniane już rozproszenie światła. Alternatywą są niektóre lampy o wysokim CRI, przeznaczone do kręcenia video – one mają regulację jasności oraz temperatury i dzisiaj o tym napiszę, ale wiem że ze względu na ich design, montaż w normalnych pomieszczeniach pewnie u wielu osób odpadnie (chyba że za monitorem).
Prawie kwadratowe lampy mi się nie sprawdziły
Parę lat temu kupiłem swoją pierwszą lampę do video – była to YongNuo YN600L (teraz jest już nowsza wersja) z całkiem dobrymi diodami. Przez krótki czas testowałem ją w pokoju z komputerem, ale szybko wróciłem do świetlówki, a lampa LEDowa została mi tylko do filmów. Niemal kwadratowy kształt YN600 nie dawał możliwości równomiernego oświetlenia. Akurat w obecnym pomieszczeniu z komputerem jest to dla mnie ważniejsze niż kiedykolwiek, ze względu na nietypową ścianę za monitorem, która wymaga miękkiego światła (ze względu na wytłumienie ma trochę „piramidalny” kształt).
Powyżej widać stanowisko oświetlone 2x YN360S. YN600L dawała znacznie gorszy efekt. Ze względu na wygłuszenie ściany, lampa znajduje się za moimi plecami, zamiast nad monitorem.
Jeśli ktoś ma normalną płaską ścianę (a taką pewnie ma każdy poza mną), to będzie lepiej, ale do świetlówki liniowej wciąż bardzo daleko. Oczywiście można próbować to światło zmiękczyć jeszcze bardziej, co też uczyniłem, ale świetlówka wciąż wypadała lepiej i co również ważne – w przeciwieństwie do lampy wideo, nie miała słyszalnego wentylatora. Jeśli ma się standardowego PC z chłodzeniem boxowym, to taka lampa będzie niesłyszalna, ale przy cichym komputerze, lampa była najgłośniejszym elementem pomieszczenia.
Poza tym gdy używałem materiału dyfuzyjnego, który miałem pod ręką, to światło nawet wyłącznie z białymi LEDami, robiło się zbyt żółte w stosunku do punktu bieli D65 na monitorze, więc już nie kombinowałem z szukaniem innego materiału, bo czego bym nie użył, to i tak nie uzyskałbym rezultatu jak z ponad metrowej świetlówki.
YongNuo YN360S
Jakimś cudem premiera tej lampy mnie ominęła, ale niedawno Marcin „Czornyj” Kałuża ją zlinkował i wydała mi się bardzo ciekawa. W przeciwieństwie do YN300, model 360 nie ma typowego prostokątnego kształtu, zbliżonego do kwadratu, tylko jest podłużna jak miecz, przez co dużo lepiej sprawdziła by się u mnie, ale też u osób, które szukają lampy do umieszczenia za monitorem. Dla nich YN360S może się okazać niemal ideałem (ja używam pod sufitem).
Długo się nie zastanawiałem i czym prędzej zamówiłem. U mnie potrzeba było dwóch takich lamp obok siebie, chodzących na mniejszej mocy (po to by światło mocno rozproszyć, bo przy dwóch lampach na full byłby bardzo duży nadmiar mocy). Póki co używam ich 3 tygodnie, ale nie ma sensu dłużej zwlekać z opisem, bo właściwie już po pierwszych minutach było wszystko wiadomo.
Jest kilka wersji YN360:
- standardowa YN360
- YN360II
- YN360S 5500K (z białymi diodami)
- YN360S 3200-5500K (z białymi i pomarańczowymi diodami)
Najbardziej interesujące pod względem stosunku jakości do ceny są wersje S. Ja za dwie sztuki YN360S, razem z transportem i zasilaczami, zapłaciłem równowartość 320 zł (u naszych chińskich przyjaciół). Tylko jak to z oświetleniem do video bywa – zasilanie w wielu sklepach trzeba kupić osobno. Te lampy są mniej wymagające od YN300 i wymagają zasilacza zaledwie 2A. Można ich też używać z akumulatorami, ale to w przypadku pracy przy komputerze chyba nikomu potrzebne nie będzie.
Niestety wersja S jest krótsza od standardowej, ale znacznie tańsza (nawet kupując dwie wciąż wychodzi taniej, a dwie S są zdecydowanie dłuższe niż 1 standardowa). W modelu S brakuje dodatkowych LEDów RGB, ale to tutaj one raczej będą zbędne. Ja kupiłem dwie lampy do pomieszczenia z komputerem nie dlatego, że jedna byłaby za słaba, ale przez wspomnianą wcześniej potrzebę maksymalnego rozproszenia światła.
Producent zapewnia o CRI 95+. Szukając konkretnego modelu sprawdzajcie w opisie jakie ma diody, czy tylko 5500K, czy 3200K + 5500K (5500 jest podpisywane często 5600, ale to ta sama lampa). Wydaje mi się, że u wielu osób nawet wersja bez pomarańczowych diod się sprawdzi bardzo dobrze. Co prawda traci się wtedy możliwość regulacji temperatury i zostaje jedynie światło 5500K, które teoretycznie może być za zimne, ale w praktyce biel jest bardzo zbliżona do 5000K ze świetlówek CRI95+, a przy bieli ściany jaką mam u siebie, zgrywa mi się bardzo dobrze z monitorem ustawionym na D65, a właśnie o to chodzi. Jedna biała „eska” ma 148 LEDów dających w sumie 1480 lumenów. W przypadku lampy 3200 – 5500K są to 74 diody pomarańczowe i 74 diody białe, więc do dyspozycji będzie tylko nieco ponad połowa mocy wersji białej (ponieważ diody pomarańczowe bardzo szybko zabarwią światło zbyt mocno).
UPDATE: po publikacji dostałem wiele wiadomości od osób, które używają tych lamp i nikt z nich nie włącza pomarańczowych diod, więc wygląda na to, że moja teoria się sprawdza.
Natomiast jeśli ktoś poza retuszem chce też sporo przesiadywać przy komputerze, przy bardzo słabym świetle, to wtedy wersja z pomarańczowymi LEDami będzie zdecydowanie lepszym wyborem. Wtedy po odpaleniu Night Shift, Flux czy po prostu po zmianie punktu bieli monitora na mocno pomarańczowy, ustawi się też lampę by z tym współgrała.
Ja kupiłem takie lampy też dodatkowo do video, bo ten kształt jest doskonały, by używać ich w formie kontry. Już nie siedzę przy komputerze po nocach i u mnie skończyło się na tym, że to wersja z biało-pomarańczowymi diodami została odłożona do szafy ze sprzętem do kręcenia video, a biała trafiła do pomieszczenia retuszerskiego. Oczywiście wszystko zależy od tego jakie się ma ściany, bo jak jest to bardzo zimna biel, to minimalnie cieplejsze światło może się przydać nawet podczas pracy (ew. dużo rzeczy wykorzystywanych do zmiękczania światła jednocześnie je nieco ociepla, więc to też jakaś opcja na delikatną zmianę barwy). Przez moje ręce w ostatnich latach już trochę różnych lamp się przewinęło – nie tylko te, które ja sam posiadam. Zazwyczaj (a póki co chyba nawet zawsze), te z zadeklarowaną temperaturą 5500/5600K były w rzeczywistości kilkaset Kelvinów cieplejsze – a przynajmniej wg. i1 Display Pro (który się niezbyt nadaje do takich pomiarów), ale też wg. aparatów, które przy sztywno ustawionej takiej temperaturze WB ewidentnie nie dawały neutralnej bieli. Akurat w przypadku pomieszczenia do retuszu to dobrze, że biel nie leci w ogóle w niebieski, bo przypominam, że mając na monitorze punkt bieli D65, trzeba mieć w pomieszczeniu ok. 5000K by biel wyglądała podobnie – dlatego np. przy 6500K światło będzie zdecydowanie o wiele za niebieskie.
Budowa lampy
Jeszcze trochę o konstrukcji – lampa jest zaskakująco lekka, waży tylko 320 gramów. Nie ma żadnego wentylatora, więc nie hałasuje nawet minimalnie. Na obudowie poza wyłącznikiem są po obu stronach przyciski, którymi można regulować jasność diód pomarańczowych i białych:
Co ciekawe wersja biała też ma 4 przyciski i wszystkie działają (oczywiście regulując tylko białe diody, bo innych w niej nie ma). O aktualnej mocy lampy informuje wyświetlacz umieszczony na tylnym panelu:
W podstawie jest gwint 1/”4, czyli taki jak w trzpieniach używanych w statywach.
Bezprzewodowe sterowanie
YN360S można sterować bezprzewodowo dzięki aplikacji na telefonie. Nie ma co oczekiwać zbyt wielu funkcji. Aplikacja jest tak prosta jak to tylko możliwe, natomiast do zwykłego sterowania jasnością i barwą nie jest zła.
Strzałki regulują jasność. Można zrobić tym sposobem to samo co przyciskami na obudowie. Jest jeszcze druga aplikacja, która pozwala na to samo, ale ma inny design, bo oparty o dwa suwaki:
Dla mnie było bardzo ważne coś jeszcze – po całkowitym odcięciu zasilania, lampa zapamiętuje ustawienia, a po przywróceniu prądu automatycznie się z nimi włącza. To takie istotne, ponieważ tym sposobem wystarczy lampy raz ustawić, a później zamiast włączać/wyłączać je pstrykaczem umieszczonym z tyłu lampy, wystarczy zasilacz podpiąć do jakiegoś smart gniazdka (lub po prostu do czegokolwiek z wyłącznikiem) i tym sposobem obsługa będzie dużo praktyczniejsza niż sięganie za każdym razem do lampy.
Alternatywy
Tak jak wspomniałem – ja dla większego rozproszenia światła, musiałem użyć dwóch takich lamp, dlatego jeszcze lepsza dla mnie byłaby lampa równie długa jak świetlówka, ale z diodami i regulacją jasności. Wtedy jedna sztuka załatwiła by temat. W marketach diodowych „świetlówek” jest pełno, ale bez regulacji i z fatalnymi LEDami, szkoda na nie swojego czasu. Lampy filmowe to co innego, aczkolwiek takich LEDwych niczym świetlówka jest niewiele… Żaden ze mnie spec od takich lamp, ale kiedyś długo szukałem i niczego wartego uwagi nie znalazłem. Najwidoczniej teraz sytuacja się poprawiła. Trafiłem na lampę Quasar Science Q-LED T8 5600K – to bardzo obiecujące oświetlenie filmowe, do którego można zamontować ściemniacz. Niestety cena jest wysoka i nie wiem, czy w niej również LEDy na starcie będą miały odpowiednią temperaturę, czy jednak będzie konieczna jakaś folia. Wspominam o niej tutaj tylko na wypadek, jakby ktoś szukał dobrych LEDów, dokładnie niczym świetlówka.
Chyba będę się musiał odezwać kiedyś do YongNuo – to już kolejny ich sprzęt, który jest tak tani w stosunku do jakości, że aż ciężko uwierzyć, i kolejny, który opisuję.
PS. Nagrałem wideo, na którym widać moje pomieszczenie do retuszu, z mieczami YN-360S: