Search
Close this search box.
logitech harmony radiowy pilot wielofunkcyjny z hubem

Graciarnia: trochę o elektronice użytkowej i nie tylko – od power banków po smart home

Niektórzy z moich czytelników na pewno wiedzą, że bardziej interesuję się technologią niż fotografią. W zdjęciach moje zainteresowania, to głównie sposób wykorzystania światła, ale śledzenie newsów, oglądanie relacji z targów lub subskrybowanie kanałów fotograficznych na YouYube, to nie dla mnie. Są wyjątki, ale bardzo nieliczne.

Z technologią mam zupełnie inaczej – każdego dnia śledzę newsy, wdaję się w dyskusje na Twitterze, słucham dziesiątek godzin podcastów tygodniowo, chętnie czytam biografie osób z tej branży itd. Gdy kupuję jakiś nowy sprzęt elektroniczny, to raczej zawsze jest to przemyślane i poprzedzone dużym researchem. Nie ważne czy to jakieś wyposażenie domowe, czy sprzęt fotograficzny. Jak już mam coś kupić, to chcę żeby mi służyło jak najdłużej. Czyli raczej nie zmieniam sprzętu często, wolę kupować rzadziej, ale rzeczy z których będę maksymalnie zadowolony. Oczywiście nie zawsze wychodzi…

Już od dawna planowałem popisać trochę o tym całym niefotograficznym sprzęcie, którego używam każdego dnia, jednak nie miałem pewności, gdzie to zrobić. Pewnie mógłbym w zaprzyjaźnionych magazynach o tej tematyce, ale nie chciałem pisać niczego na wzór recenzji, tylko spleść dosłownie kilka zdań na temat różnych rzeczy, w dodatku bardzo mocno subiektywnie. Stwierdziłem że skoro na na Fabryce-Pikseli  świetnie spisuje się seria „cudawianki” o najróżniejszych rzeczach nawet kompletnie niefotograficznych, to może i u mnie się sprawdzi.

Całość wyszła bardzo długa, dlatego pominąłem tutaj wszelkie rzeczy typu komputer i akcesoria do niego. Może kiedyś to dołożę, bo duża część jest już napisana.

Żadna z rzeczy w tym wpisie nie jest elementem współpracy ani nie są to tzw. #darylosu. To rzeczy które wydawały mi się na tyle ciekawe, że się na nie zdecydowałem. Przy większości urządzeń starałem się dawać linki afiliacyjne. Jeśli coś już jest wycofane ze sprzedaży, to linkowałem do modelu, który jest tego następcą.

Skrócony spis treści

Ładowanie urządzeń

Potrzebowałem bardzo lekkiego power banka, który zawsze będę miał przy sobie, nawet nie czując jego wagi, oraz drugiego nieco cięższego, o pojemności 10400 MHa.

Dawniej miałem chyba kultowy w Polsce power bank Tp-Link TL-TB10400, który jest w kształcie wieży. Dla mnie taka bryła była niepraktyczna, chociaż wiem że wiele osób ją sobie chwaliło. Ja chciałem, żeby mój kolejny power bank był już bardziej standardowy oraz żeby miał wbudowane okablowanie Lightning i mini USB. O dodatkowych kablach nie dość, że trzeba pamiętać, to jeszcze się plączą, a jak są krótszymi zamiennikami, to różnie z ich jakością – kiepski kabel, to więcej ciepła niż energii. Jednak zupełnym priorytetem była waga – tak niewielka, jak to tylko możliwe przy danej pojemności.

 

Power bank Flux z wbuydowanymi kablami

Ostatecznie oba power banki kupiłem marki Flux

Power bank Flux Charger

Flux charger

Mały i lekki powerbank – ma 4000 MHa przy wadze 88g. To bardzo dobry wynik szczególnie, że nie trzeba do niego zabierać kabli. Ładowanie jest 2,1A, a nie ok. 1-1,5A jak w innych małych z wbudowanym okablowaniem. Poza tym nie trzeba go włączać, wystarczy wpiąć kabel i gotowe. Używam go do ładowania telefonu i spisuje się dobrze. iPhone X ładuje od zera do ponad 80% w 130 minut.

Power bank Flux Charger Plus

Flux charger plus

Konstrukcja niemal taka sama jak w mniejszej wersji, tylko że ma 10 000 Mha przy 200g wagi. Nic innego o tej pojemności nie udało mi się znaleźć przy zachowaniu takiej wagi, tym bardziej z wbudowanymi kablami. Jest dużo lżejszy i wygodniejszy w przechowywaniu od mojego wcześniejszego Tp-Linka.

Plus różni się od mniejszej wersji jeszcze dwiema rzeczami. Pierwsza to dodatkowe porty USB 2,1A, do których można podpiąć własne kable. Druga to potrzeba ręcznego włączenia. Nie wiem czemu tak jest – dla mnie to akurat wada, wolę gdy włącza się automatycznie po podpięciu urządzenia.

Ten power bank zabieram ze sobą tylko wybierając się gdzieś dalej. Zdarza mi się używać go też w domu, np. gdy zapomnę naładować słuchawek do PS4 – wtedy wbudowane kable w ogóle by się nie sprawdziły, bo są za krótkie i Flux musiałby mi wisieć przy głowie. Więc podpinam normalny dłuższy kabel i używam jak zwykłego power banku.

j5create JUP50

j5create jup50

Na tym zdjęciu poza zasilaczem (strzałka), widać też mój poprzedni power bank

j5 Create to 40-watowy zasilacz, do ładowania 5 urządzeń jednocześnie. Każde wyjście ma 2,4A, więc nadaje się też do ładowania tabletu. Obecnie jest też ulepszony model, wspierający QC3.0 (j5create JUP60), ale ja swój mam już kilka lat i nie planuję wymiany, bo póki co brakuje u mnie urządzeń, na których mógłbym wykorzystać szybsze ładowanie.

Zabieram to w każdą podróż zamiast kilku różnych „ładowarek”. Spisuje się świetnie, w dużej mierze dlatego, że tego zasilacza nie wpina się bezpośrednio do gniazdka, tylko przez dość długi kabel. W wielu hotelach jest to zbawienne, bo gniazdka potrafią być w zupełnie niepraktycznych miejscach, a przedłużacza przecież nie zabieram wszędzie. W domu również j5 ładuje mi wszystkie urządzenia.

Słuchawki i wzmacniacz słuchawkowy

Na punkcie słuchawek mam obsesję, ale nie dlatego, że ze mnie meloman czy nie daj boże audiofil (pfu!). Lubię jak muzyka dobrze brzmi i źle mi się jej słucha na bardzo kiepskim sprzecie, jednak jestem niemal pewny, że kiedyś byłem w stanie wyłapać z niej o wiele więcej niż teraz. Moja obsesja wynika z tego, że używam słuchawek bardzo często i długo, dlatego chcę żeby były jak najbliższe ideałowi. Byłyby nim słuchawki dokanałowe, zupełnie bezprzewodowe, o jakości dźwięku najlepszych wokółusznych, ze znakomitym ANC. Jednak skoro takie nie istnieją, to trzeba sobie radzić z innymi…

Dodam też, że nie mam żadnego przyzwoitego systemu audio, pewnie prawie każda osoba czytająca ten wpis, ma o wiele lepszy system stereo lub kina domowego. Słuchawki zawsze były dla mnie dużo istotniejsze. 

PSB M4U 2 (wokułuszne, otwarte, przewodowe z ANC)

Słuchawki wokułuszne PSB M4U 2

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

To mój sprzęt do słuchania muzyki. Podczas zakupu jeszcze nie wiedziałem, że mój słuch jest raczej gorszy jak kiedyś. Chciałem kupić coś raz, a dobrze – tak żeby służyło mi przez kolejne kilkadziesiąt lat, bo w przypadku słuchawek taki okres wydaje się jak najbardziej prawdopodobny. Warunek: miały być wokółuszne, otwarte i kablowe. Bezprzewodowe odstawały wtedy jakością.

Akurat premierę miały PSB M4U 2, które recenzenci pokochali. Zbierały doskonałe opinie nie tylko za jakość dźwięku, ale i za wygodę. W dodatku kosztowały 500 dolarów, co może nie jest niską ceną, jednak w tej klasie sprzętu to było niesłychanie tanio. Poza tym M4U 2 mają wbudowany DAC (zasilany bateriami) oraz aktywne tłumienie szumu, co było wtedy zupełną nowością.

Kupiłem je. Muzyka faktycznie brzmiała bardzo dobrze, ale nie powaliły mnie tak bardzo jak oczekiwałem (patrz akapit o słuchu). Poza tym mam głowę w rozmiarze pomiędzy XS a S, czyli małą. A te słuchawki gigantycznie zmieniają charakterystykę niskich tonów w zależności od tego, jak są dociśnięte do głowy. U mnie ewidentnie są za słabo, szczególnie teraz, co za chwilę rozwinę…

Co więcej okazały się dla mnie niewygodne przy dłuższym używaniu – mam tak z większością słuchawek. Mimo to zakup wciąż uważałbym za w miarę udany – miałem do nich dodatkowy wzmacniacz słuchawkowy i było OK. Do czasu…

W końcu zaczęły się dosłownie rozpadać. I to nie tylko mój egzemplarz – chyba wszyscy użytkownicy mają podobne problemy. Skóra z nauszników i pałąka jak już zaczęła się kruszyć, to robiła to w takim tempie, że ostatecznie musiałem ją sam zeskrobać do końca, bo całe mieszkanie było nią uwalone. Do tego pałąk albo się bardzo dziwnie wyrobił, albo połamał (a na pewno popękał), przez co nauszniki dociska tylko delikatnie, a jak wspomniałem w tym modelu całkowicie zmienia to jakość. Teraz do póki ich nie docisnę rękami, to o dobrym basie mogę zapomnieć i ogólnie muzyka brzmi zupełnie inaczej gdy są bliżej ucha. A jakbym potrząsnął mocnniej głową, to słuchawki spadną,b o na tyle słabo się trzymią.

U mnie mogły się uszkodzić jedynie przy upadku z biurka, więc z niewielkiej wysokości. Słuchawki z tej półki cenowej są zazwyczaj wytrzymałe, a pałąk można wyginać tak bardzo, że od samego patrzenia na to czuje się ból (serio – nawet by mi nie przyszło do głowy, że można takie rzeczy wyprawiać, nie łamiąc przy tym słuchawek w 30 miejscach). Natomiast pałąk w PSB M4U 2 jest więcej niż delikatny. Do tego plastik przy nausznikach topi się w tajskiej temperaturze pokojowej. Tzn. robi się lepki, chwyta wtedy każdy najdrobniejszy pyłek i lepiej go nie dotykać.

Drugi raz bym tych słuchawek nie kupił, właśnie przez fatalne wykonanie. Poza tym nawet nowe bardzo straciły na wartości, domyślam się że właśnie przez to wykonanie. No i aktywne tłumienie szumu mają kiepskie, w ogóle nieporównywalne z Bose QC35.

Niestety do słuchania muzyki nie mam nic lepszego i raczej ciężko byłoby coś znaleźć, nie wydając wielokrotnie więcej. Dlatego nie pozbyłem się PSB, tylko wciąż ze mną są. Kiedyś wymyślę jak je naprawić albo jeszcze lepiej, jak połączyć ich głośniki i elektronikę z obudową jakichś Bose :).

Wzmacniacz słuchawkowy Audioquest Dragonfly Red

Wzmacniacz słuchawkowy do smartfona Audioquest Dragonfly Red

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

To wzmacniacz, który potrafi napędzić nawet bardzo wymagające słuchawki. Moje takie nie są. Ale Dragonfly Red ma też tę zaletę, że jest niesamowicie mały i energooszczędny, co ma znaczenie gdy chce się go używać z telefonem. Ten wzmacniacz ma taką możliwość – jest wykrywany przez iPhone’y oraz urządzenia z Androidem i nie wymaga dodatkowego zasilania. Moje PSB mają wbudowany DAC, więc dodatkowy wzmacniacz, nie daje im aż tak gigantycznego kopa jak innym słuchawkom, ale i tak wpływa pozytywnie na dźwięk i pozwala słuchać muzyki jeszcze głośniej (a później zaskoczenie, że słuch nie taki…). Szczególnie w moim Macbooku laptopie się przydaje, bo tam dobra karta dźwiękowa ewidentnie nie była priorytetem dla inżynierów.

Miałem wcześniej typowo komputerowy wzmacniacz słuchawkowy Audiotrack Prodigy Cube i po włączeniu DAC w słuchawkach, wcale nie czułem, że jakość była w nim dużo gorsza jak używając Dragonfly. Natomiast podczas słuchania muzyki na telefonie Dragonfly się przydaje głównie do tych ciszej nagranych kawałków. Jednak gdybym miał nie używać DACa wbudowanego w PSB (można go wyłączyć), to nie ma mowy żeby słuchać muzyki bezpośrednio z telefonu – Dragonfly daje wtedy dużego kopa.

Bose QC35II (wokułuszne, zamknięte, bezprzewodowe z ANC)

Bose QC35II słuchawki wokółuszne zamknięte z ANC

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Te mam najkrócej, bo kupiłem je dopiero na początku roku. Chyba każdy kto się interesował słuchawkami wokółusznymi, słyszał o QC, więc wiele nowego nie napiszę. Słuchawki legenda, bo jako pierwsze (już w poprzednich generacjach) miały aktywne tłumienie szumu, które aż tak dobrze działało. Do tego często mówi się o nich, jako o wzorze komfortu – nawet na mojej głowie dobrze leżą. Są bezprzewodowe, trzymają na baterii ponad 20h i co dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne, można ich używać z 2 urządzeniami jednocześnie. Słucham muzyki z telefonu i ktoś dzwoni – odbieram na iPadzie i prowadzę rozmowę przez słuchawki, bez potrzeby ręcznego przełączania urządzeń w ustawieniach bluetootha. Później odpalam Youtube na iPadzie i z powrotem muzykę na telefonie, a słuchawki automatycznie przeskakują pomiędzy urządzeniami. Magia. Zdarza mi się też prowadzić w nich rozmowy telefoniczne – podobno mikrofon dobrze wyłapuje to co mówię, nawet w stosunkowo dużym hałasie. Niestety Bose przełączają się wtedy w jakiś dziwny tryb headsetu, w którym nie można regulować ANC przyciskiem na obudowie i ogólnie jakość tłumienia wydaje mi się wtedy gorsza, ale musiałbym to dłużej potestować.

Słuchanie muzyki na tych słuchawkach nikogo nie powali – jakość dźwięku jest mocno taka sobie. Istnieje wiele znacznie tańszych modeli, które grają lepiej. QC nie kupuje się dla jakości dźwięku, tylko dla wygody i ANC. Pod tym względem nie mam im nic do zarzucenia, mimo że czasy gdy Bose było pod tym względem najlepsze, już minęły. Sony ma lepsze zarówno tłumienie szumów jak i sterowanie odtwarzaniem, do tego wiele ustawień można zmieniać w aplikacji, która jest znacznie lepsza niż ta od Bose . Tylko że to w QC35 mogę używać z 2 urządzeniami jednocześnie i siedzieć w nich godzinami. Sony MDR1000XM2 ani żadne inne słuchawki mi na to nie pozwoliły.

Od kiedy kupiłem QC35II, to chodzę z nimi wszędzie. To słuchawki nie do delektowania się muzyką, tylko właśnie do chodzenia w nich na zewnątrz i do siedzenia w różnych publicznych miejscach. W Bangkoku hałas zarówno w mieście, jak i w centrach handlowych (czy właściwie gdziekolwiek), jest dużo większy niż w Polsce. W porównaniu do azjatyckich metropolii, Warszawa jest cichym miasteczkiem. ANC w Bose radzi sobie z tym hałasem bardzo dobrze. Oczywiście nie sprawia, że niczego nie słychać, ale różnica jest niesamowita. Jednak największe wrażenie jest podczas siedzenia w samolocie, gdzie ogromny hałas ma niską częstotliwość – wtedy aktywne tłumienie szumów radzi sobie najlepiej. Założenie tych słuchawek osobie, która nigdy nie miała styczności z ANC i oglądanie jej reakcji – bezcenne.

Ze względu na ANC można o wiele ciszej słuchać nagrań, bo nie muszą się przebijać przez ten cały szum, który jest wokoło. Wyłączenie aktywnego tłumienia, to w pierwszej chwili tak wielki huk, że wydaje się aż niemożliwe, by wokół mogło być aż tak głośno. Na początku nawet myślałem, że słuchawki wtedy pobierają mikrofonami dźwięk otoczenia i go pogłaśniają (niektóre modele mają taką funkcję). Bose tego nie robi. Po prostu tak wielka jest różnica pomiędzy ANC włączonym i wyłączonym. 

Dodam że od 15 lat śpię w stoperach, mimo że w mieszkaniu i tak raczej zawsze było cicho. Za każdym razem mam je też w samolocie itd. Dlatego ANC w Bose prawdopodobnie doceniam jeszcze bardziej niż większość osób. Ale co za tym idzie, z chęcią przyjąłbym jeszcze dużo lepsze tłumienie szumu, gdy już takie powstanie.

QC35II nie są idealne – w tej cenie powinny lepiej grać i zdecydowanie przydałby się nowy design. Np. Bower&Wilkins PX są pod tymi względami o wiele lepsze. Chciałbym też żeby grały trochę głośniej (to dotyczy niemal wszystkich słuchawek). Jednak sumując wszystkie wady i zalety, to poza domem właśnie Bose QC35II są dla mnie numerem 1.

Jaybird X2 (dokanałowe, bezprzewodowe)

Jaybird X2 słuchawki dokanałowe

Kliknij tutaj żeby zobaczyć aktualnie sprzedawany model

Przez kilka lat były to moje podstawowe słuchawki do wyjść poza dom. Douszne się u mnie w ogóle nie sprawdzają, nie trzymają się w uszach tak dobrze i nie tłumią w ogóle otoczenia. Dokanałowe są dla mnie bardzo wygodne i coś tam tłumią, ale nijak się to ma do ANC

Słuchałem na nich podcastów i oglądałem YouTube – nie mają opóźnienia dźwięku względem obrazu co myślałem że jest normą, a później się okazało że nawet dzisiaj wiele słuchawek BT

i wytrzymują niecałe 8h bez ładowania. Jakość muzyki jest mocno taka sobie, pod tym względem zwykłe słuchawki kablowe za 100 zł (Soundmagic MP21) sprawdzały się lepiej. Ale Jaybirdy brzmią lepiej niż chociażby EarPodsy. Obecnie jest już model X3.

PlayStation Gold Stereo 2.0 Headset (wokółuszne, zamknięte, bezprzewodowe)

Playstation Gold Stereo 2.0 Headset

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Headset dedykowany do używania z Playstation 4, ale można go też wpiąć np. do Nintendo Switch. Kupiłem te słuchawki żeby w końcu móc się sensownie komunikować z drużyną w Overwatchu i dokładniej słyszeć od teamu jak bardzo nie potrafię grać. Spisują się w tym całkiem dobrze, bluzgi są wyraźne jak nigdy wcześniej i mogę osobno regulować głośność gry oraz voce chatu. Jest to kompletnie nieintuicyjne, ale chyba wynika z ograniczeń konsoli.

Jakość dźwięku jest średnia, ale biorąc pod uwagę cenę, jak najbardziej w porządku. Niestety gra mi się w nich niewygodnie. Już po 30 minutach uszy bolą, dlatego w trakcie wyszukiwania meczu zawsze je ściągam. Słyszałem też, że są fatalnie wykonane, ale swoje dopiero mam rok i póki co skóra na nausznikach się zaczęła uszkadzać w miejscu gdzie są dociskane do okularów, ale reszta jest jeszcze OK.

Zasięg mają przetragiczny. Nawet nie podejrzewałem, że może być tak fatalny w jakimkolwiek urządzeniu. Wystarczy że wstanę, żeby dolać sobie picia 3 metry dalej i już są trzaski + zrywanie połączenia. Przy słabszej baterii następuje to jeszcze szybciej, a czasami przerywa gdy siedzę 2m od konsoli. Powinienem był kupić lepszy headset, ale skoro już go mam, to niech zostanie. Myślałem też nad podpięciem Bose QC35II do konsoli (potrzeba specjalnego dongla bluetooth, najlepiej z bardzo niskimi opóźnieniami, ale da się to zrobić chociażby za pomocą Creative BT-W2). Jednak zniechęca mnie brak przycisków do voice chatu i do wyłączania mikrofonu, które w headsecie są i używam ich cały czas.

Sony MDR-7506 (monitory wokółuszne, zamknięte, przewodowe)

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

O tych słuchawkach nie będę się rozpisywał. To monitory, czyli słuchawki typowo odsłuchowe. Nie nadają się do słuchania muzyki, ale brzmią maksymalnie neutralnie i niewiele dźwięku z nich ucieka na zewnątrz. To jeden z dwóch najpopularniejszych modeli używanych przez stacje radiowe z całego świata, dlatego stał się też popularny wśród podcasterów i generalnie osób nagrywających jakiekolwiek audio. Mam je na stałe podpięte do mikrofonu. Niestety gdy robiłem dotychczasowe nagrania, to jeszcze ich nie posiadałem, a że mój mikrofon wyłapuje bardzo dobrze pogłos uciekający ze standardowych słuchawek, to musiałem nagrywać wszystko bez odsłuchu. Już po roku mam lekko uszkodzone obicie nauszników i niestety podobnie jak niemal wszystkie inne słuchawki, te również są dla mnie niewygodne. mają bardzo płytką konstrukcję i ogólnie są dość małe – nie obejmują ucha w całości. Jednak uchodzą za bardzo komfortowe, po prostu jestem z nimi niekompatybilny.

Do tego dochodzi pełno kablowych słuchawek dokanałowych, których już nie używam. Kiedyś chciałem kupić jak najlepsze dokanałówki, ale po odsłuchu w sklepie zrezygnowałem. Całe szczęście, bo wtedy kupiłbym kablowe, a teraz nie używałbym takich nawet jakby mi je dano za darmo. EarPodsów nawet nie wyciągam z pudełka – to kompletne przeciwieństwo tego czego oczekuję od słuchawek.

Akcesoria naręczne

Bransoleta/multitool Leatherman Tread

Leatherman Tread multitool bransoleta

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej. Jest też wersja srebrna

Moja miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy tylko Leatherman zapowiedział stworzenie Tread, wiedziałem że musze go mieć. Niestety na premierę przyszło mi długo czekać, bo była ciągle odwlekana. Na szczęście w 2015 roku w końcu udało mi się kupić. Czym w ogóle jest Tread? To bransoleta będąca jednocześnie multitoolem, spełniającym wymogi TSA. Czyli można z nią podróżować samolotem i ochrona nie powie, że to broń (chyba że na Lotnisku Chopina… ale o tym później). Tak więc po ściągnięciu bransolety z ręki można używać jej w formie najróżniejszej wielkości śrubokrętów, kluczy, czy też jako otwieracza do butelek albo bardzo specyficznego noża (dość ostrego, żeby w razie wypadku z łatwością przecinał pasy bezpieczeństwa w samochodzie. Zbijak do szyb też jest). Oczywiście nie ma mowy, żeby Treadem dało się zrobić wszystko to co normalnymi narzędziami, ale on nie ma ich zastępować.

U osoby, która zawsze rozebrała na części wszystko w zasięgu wzroku, bransoleta znajduje zastosowanie dość często. Mam wersję czarną i niestety obecnie na większości narzędzi prześwituje srebrny kolor spod spodu. Już po pierwszych użyciach tak się dzieje, ale nie jest to mocno widoczne – nie przeszkadza. Znacznie bardziej widać prześwitujący srebrny kolor na ogniwie, które opiera się o stolik, gdy ma się na nim rękę. Zbytnio się tym nie przejmuję, bo Leatherman ma świetną politykę gwarancyjną i najwyżej za 25 lat wymienią mi w nim części (bo na tyle jest gwarancja). Jednak wydaje mi się, że kolor powinien lepiej trzymać. W czarnej bransolecie z zegarka, mam po dłuższym czasie znacznie mniejsze ślady zużycia.

weatherman Tread bransoleta multitool

Z prawie żadnymi multitoolami nie można wchodzić na pokład samolotu, ale tak jak wspomniałem Tread jest zrobiony zgodnie z wszystkimi wytycznymi TSA, więc da się z nim latać. Jednak raz trafiłem na ochronę nie znającą przepisów (w Polsce, na lotnisku Chopina), która na sam widok napisu Leatherman zaczęła panikować i mówić, że nic tej firmy nie można mieć przy sobie. Trochę wtedy zawaliłem, bo ściągnąłem bransoletę z ręki do prześwietlenia. Jakbym wiedział, że trafię na debila w obsłudze, to bym zwyczajnie przeszedł przez bramkę z bransoletą zapiętą na ręce i pewnie pewnie tylko by mnie sprawdzili dodatkowo wykrywaczem metalu. No ale tutaj mowa o idiotach nie znających swoich własnych przepisów. Na tym samym lotnisku próbowano przekonać znajomego, że musi rozebrać na części jeden z topowych obiektywów Nikona (?!). W innych rejonach świata na szczęście obsługa była lepiej wyedukowana.

Bransoletę można różnie konfigurować – zmieniać kolejność ogniw, wypinać te najmniej potrzebne, żeby dopasować rozmiar pod siebie itd. W sumie jest w 29 narzędzi w 10 ogniwach, z czego jedno jest mniejsze od pozostałych, co może dodatkowo ułatwić idealne dopasowanie rozmiaru. Można też dokupić narzędzia, których nie ma standardowo. Są nawet adaptery umożliwiające używanie tej bransolety jako paska do zegarka (i istnieje taki gotowy zestaw – Leatherman Tread Tempo).

Zegarek Apple Watch series 0, stalowy

Apple Watch series 0 smart zegarek

Całkiem pierwsza generacja Apple Watcha, to chyba najbardziej niedorobiony produkt, jaki ta firma kiedykolwiek wydała. O dziwo z biegiem czasu jest coraz lepszy – dużo szybszy i dłużej trzymający na baterii niż na początku. Pierwsza wersja systemu operacyjnego była tak fatalna, że po optymalizacjach jest to zupełnie inny sprzęt niż w dniu premiery. Poza sprawdzaniem godziny, używam zegarka do wyświetlania powiadomień, czytania krótszych maili i ich archiwizowania gdy nie wymagają odpowiedzi. Do czytania wiadomości i czasem dyktowania odpowiedzi na nie. Regularnie też do sprawdzania pogody, szczególnie aktualnej odczuwalnej temperatury (przez ikonkę Carrot Weather na głównym ekranie). Zerkam też na liczbę kroków, które w danym dniu zrobiłem, a jak zdarzało mi się ćwiczyć, to odpalałem tryb treningowy. Poza tym z Siri korzystam właściwie wyłącznie przez zegarek, zawsze za pomocą „Hey Siri” zamiast klikania w przycisk. Siri służy mi głównie do sterowania oświetleniem i do dodawania rzeczy na listę zakupów. Niestety działa powoli – mówię komendę i dopiero po kilku sekundach jest wykonana, co potrafi denerwować szczególnie przy kontrolowaniu światła. Nowsze Apple Watche są o wiele szybsze. Niestety Siri jest chyba upośledzona i wiele więcej od niej nie mogę wymagać. Gdyby miała IQ takie jak Asystent Google czy chociażby Alexa, to pewnie gadałbym z nią na więcej tematów.

Do rozmów telefonicznych zegarka używam bardzo rzadko, bo wolę odbierać bezpośrednio na telefonie. Aplikacji nie uruchamiam na nim w ogóle, działają zbyt wolno. Używałem kiedyś odblokowywania maca przez zegarek, ale po tym jak go uszkodziłem (zegarek, nie maca), to ta funkcja już nie działa. A jak go uszkodziłem? Spadł mi z szafki nocnej (ok 40 cm) na kafelki. Nawet szybka pękła. Wymienię go dopiero na Apple Watcha 4 albo 5 generacji. Niestety chcę tylko wersję stalową. Nie rozumiem dlaczego wszystkie aluminiowe są tak wykończone, że wyglądają jak plastikowe zabawki. Miałem aluminiowy na początku, ale nie mogłem na niego patrzeć i musiałem wymienić.

Sprawiłem sobie do niego kilka pasków, ale ostatecznie używam tylko czarnej, metalowej bransolety od Hoco.

Urządzenia multimedialne

Projektor Benq W1070 (FullHD)

Projektor Benq W1070
To już stary sprzęt, który nawet w dniu premiery nie powalał jakością, ale jak na swoją cenę (ok. 3200 zł) był bardzo dobry. Teraz w sklepach jest nowszy model z tej serii: W1090. Oglądam na projektorze filmy, seriale i gram na konsolach. Za nic bym go nie zamienił na dobry telewizor z HDR i 4K. Po prostu świetna jakość niezbyt robi na mnie wrażenie, gdy jest na malutkim, 65-calowym ekranie. Nijak nie da się tego porównać do wrażeń kinowych, nawet siedząc metr od TV. Z kolei duży TV to ogromny wydatek, a i tak obraz będzie mniejszy niż na fajnym ekranie projekcyjnym – wolałbym tę kasę przeznaczyć na lepszy projektor i wysokiej klasy ekran.

Niestety mój ekran (ramowy Vertex, gain 0,8) ma tylko 100”, ponieważ tylko taki mi się zmieścił na ścianie w poprzednim mieszkaniu, a w tym też wszedłby tylko niewiele większy. Dlatego za każdym razem fotel muszę przysuwać dość blisko.

Ekran projekcyjny Vertex gain 0,8

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej aktualnie sprzedawany model

W przyszłości na pewno zamienię ten ekran na większy – ok. 130”. Obawiam się, że 150” wymagałby wyższego sufitu, by dało się go sensownie zamontować. Najchętniej kupiłbym taki, który daje świetną jakość również w niezaciemnionych pomieszczeniach. Niestety w Tajlandii takie ekrany są wielokrotnie droższe niż w Polsce, dlatego póki co zostaję przy dotychczasowym Vertexie.

W moim Benq najbardziej doskwiera mi, że czerń jest tylko taka, jak w kinie, a nie jak na dobrym telewizorze. Dobre projektory do kina domowego umożliwiają osiągnięcie znacznie lepszego obrazu z o wiele lepszą czernią. Swój wymienię dopiero na jakiś porządny model laserowy, ultraszerokokątny (stawiany zaraz pod ekranem, a nie montowany pod sufitem na przeciwległej ścianie) z bardzo dobrym kontrastem, 4K i z HDR. Póki co nie istnieje model pasujący mi w 100%, ale wszystko wskazuje na to, że w już niedługo powstanie. Całe szczęście Xiaomi ma coś tego typu w swojej ofercie, tylko 1080p. Jeśli zrobią w końcu 4K, to pewnie będzie można mieć go w cenie cztero, zamiast pięcio-cyfrowej i wtedy chętnie zakupię, mimo że raczej ponownie będzie wyłącznie na rynek chiński.

Logitech Harmony Companion (pilot + hub)

logitech harmony radiowy pilot wielofunkcyjny z hubem

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Nie wiem co ja bym bez tego zrobił. To pilot bezprzewodowy o ogromnych możliwościach konfiguracji, połączony z hubem (bazą), który rozsiewa podczerwień po całym pomieszczeniu. Natomiast pilot z hubem komunikuje się radiowo. Czyli bez potrzeby celowania w okolice urządzenia, klikam przycisk odpowiedzialny np. za oglądanie Netflixa i pilot wysyła polecenie do huba, a ten podczerwienią (bluetoothem także) robi całą serię zadań: włącza projektor, przełącza na odpowiednie HDMI, odpala system audio, włącza projektor, przygasza oświetlenie w pomieszczeniu itd. Normalnie musiałbym to wszystko zrobić ręcznie.

Oczywiście później całym tym sprzętem AV steruje się za pomocą tego samego pilota (zmiana głośności, poruszanie się po menu i wszystko inne). Cały czas radiowo, więc zadziała nawet jak będę miał ten pilot w kieszeni. Konfiguruje się różne sceny (oglądanie TV, słuchanie muzyki, granie na konsoli itd), maksymalnie może ich być 6 w przypadku mojego pilota (jest też inny, mający wbudowany ekran dotykowy).

Logitech Harmony pilot uniwersalny

Baza wspieranych urządzeń jest ogromna, w ostateczności można też skopiować komendy z innego pilota. Zrobiłem tak ze switchem HDMI i klimatyzatorem. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie czas działania na jednej baterii. Dopiero po 3 latach musiałem ją wymienić. Właściwie pilota w ogóle nie trzeba mieć, ani go używać. Możne być zastąpiony aplikacją na telefonie. Tylko że w czasie zanim wyciągnę telefon i coś na nim zrobię, to zwykłym pilotem wykonałbym tą samą czynność już 7 razy. Nie wyobrażam sobie takiego używania huba.

Niestety Harmony nie wspiera natywnie HomeKitu, a przez Homebridge wiecznie miałem problemy.

Playstation 4

Konsola Playstation 4

Kliknij tutaj żeby zobaczyć aktualnie sprzedawaną wersję (Slim) w porównywarce cenowej. Jest też wydajniejsza wersja: PS4 Pro

Playstatnion 4 mam w pierwszej wersji, czyli tzw. Ps4 Fat. Kupiłem je po to żeby zagrać w Wiedźmina i zobaczyć czy Diablo 3 w wersji konsolowej faktycznie jest lepsze niż na PC. Jest. Później na premierę kupiłem Overwatcha, w którego właściwie nie planowałem grać, ale że stworzył go Blizzard, to nie mogłem nie spróbować. Mimo że gram amatorsko i do tej pory nie dostałem się nawet do ligii diamentowej, to wciągnął mnie na całego. Do dzisiaj świetnie mi się spędza przy nim czas. W między czasie pochłonęła mnie jeszcze seria Uncharted i pokochałem Horizon Zero Dawn. Zamiany na Playstation 4 Pro na pewno nie zrobię. Dopiero PS5 gdy wyjdzie Cyberpunk 2077.

Nie mam PS VR czego żałuję, bo byłem pewny że kupię, najlepiej razem z bieżnią. Niestety brakuje tytłów, w które chciałbym na tym pograć. Do tego wszyscy mnie demotywują, że kupili i im się kurzy. I niestety wszyscy oni są w Polsce, więc nie mam jak od nich pożyczyć. Ostatecznie czekam aż technologia się bardziej rozwinie i aż będzie więcej prawdziwych gier, a nie tylko „doświadczeń VR”.

Nintendo Switch

Konsola Nintendo Switch z Xenoblade Chronicles 2

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej. Jest też wersja szara.
Nigdy bym nie pomyślał, że dla siebie wybiorę kolorową

Switcha ma ledwie kilka miesięcy. Gry Nintendo nigdy mnie nie interesowały, dopiero pojawienie się nowej Zeldy to zmieniło – wszyscy o niej mówili, więc jako fan komputerowych RPG nie mogłem nie spróbować. Ale że do Switcha nie dało się podpiąć słuchawek bezprzewodowych (wtf?!), to z zakupem czekałem do wydania kolejnej generacji, w której to poprawią. Aż pewnego dnia zapowiedziano pojawienie się Diablo 3 na Switcha. Zrozumiałem wtedy, że czekanie nie ma sensu i poleciałem do sklepu po konsolę, żeby przejść Zeldę i inne tytuły, zanim D3 się pojawi. Teraz mając wybór, każdą grę wolałbym kupić na Switcha, niż na PS4, bo od lepszej grafiki, fajniejsza jest możliwość zabrania tego wszędzie ze sobą. Mimo że póki co gram głównie na wielkim ekranie, a nie w trybie mobilnym.

Switcha warto było kupić już dla samej Zeldy i Xenoblade Chronicles 2. Niestety Splatoon, który myślałem że zastąpi mi Overwatcha, nie sprostał zadaniu.

Wyświetlacz w tej konsoli aż krzyczy, że to właśnie na nim strasznie oszczędzano. Ramki wielkie jakby konsola była sprzed 10 lat, a warstwy antyodblaskowe nijak się mają do tych z nowych iPadów. To wszystko się Switchowi wybacza, bo po prostu świetnie się na nim gra.

Oczywiście mam też Pro Controller – jest dobrze wykonany, wygodniejszy od pada z PS4, ale ma gorsze wibracje i nieprecyzyjny krzyżak.

Głośnik bluetooth Harman Kardon Esquire Mini

Harman Kardon Esquire Mini

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej. Jest też wersja biała oraz złota

Chciałem maksymalnie mały i lekki głośnik bluetooth, który jednocześnie będzie w miarę głośno i dobrze grał. HK Esquire Mini jako jedyny spełniał te wymagania w 100% – jest wielkości grubego smartfona. Ilekroć komuś puszczam muzykę z niego, to jest szok, że głośnik tych rozmiarów (i to z baterią), może dawać taki dźwięk. Esquire Mini gra neutralnie, dlatego bardzo wyraźnie słychać też podcasty. Bez dwóch zdań zdecydowałbym się na niego ponownie. Korzystałem z niego najwięcej podczas podróżowania, kiedy telefony i tablety miały audio tak słabe, że bez dodatkowego głośnika można było zapomnieć o jakiejkolwiek jakości dźwięku i o akceptowalnym poziomie głośności. Dopiero iPad Pro sprawił, że nie musiałem już zabierać głośnika. Oczywiście Harman gra lepiej od tabletu, ale czym mniej urządzeń przy sobie, tym lepiej.

Harman Kardon Esquire Mini

Niestety swój egzemplarz uszkodziłem. Chyba przywaliłem nim w coś mocno, gdy był w plecaku. Poza śladami na obudowie, odbiło się to też na dźwięku – zaczął trzeszczeć. Bardzo żałuję że tak się stało. Gdybym miał teraz go na coś wymienić, to po prostu kupiłbym drugi raz dokładnie to samo.

Głośnik bluetooth JBL Charge 2

Głośnik bluetooth JBL Charge 2

Kliknij tutaj żeby zobaczyć aktualnie sprzedawaną wersję

Ten model jest już od dawna nieprodukowany, zastąpił go większy Charge 3. Mam go na stałe w łazience. Jest zdecydowanie większy i cięższy niż Harman Kardon, ma też o wiele bardziej basowy charakter, przez co bardzo słabo nadaje się do słuchania podcastów. Do muzyki jest OK. Jakość dźwięku jaka z niego płynie też wiele osób potrafi zaskoczyć, chyba że słyszeli wcześniej ile jest w stanie dać z siebie Esquire Mini.

Smart Home

Smart oświetlenie Philips Hue
Jak wymieniałem oświetlenie na „inteligentne”, to tylko żarówki Philipsa współpracowały z HomeKitem, a nie bawiłem się wtedy jeszcze w podpinanie innych rzeczy przez Homebrigde. Teraz wybór oświetlenia jest trochę większy, ale chyba ponownie zdecydowałbym się na Hue. Drugą ciekawą opcją jest z pewnością Ikea Tradfri, które są nieco gorsze, ale znacznie tańsze. Zalety Philipsa są nieadekwatne do wzrostu ceny, dlatego musiałbym przemyśleć sprawę i są szanse, że to właśnie Tradfri by u mnie zagościło. Mam jeszcze jedno miejsce gdzie smart oświetlenia nie zamontowałem i wciąż nie wiem co tam wstawię.

O powrocie do mieszkania bez smart żarówek nie ma już mowy. To że rano włącza się maksymalnie białe światło, które z biegiem czasu robi się coraz ciemniejsze i bardziej pomarańczowe, jest znakomite dla moich odwiecznych problemów z cyklem dobowym. Do tego różne sceny w zależności od zastosowań, zautomatyzowane i połączone z Logitechem Harmony, czyli z pilotem, o którym już pisałem. Zestawu dopełniają ściemniacze Hue na ścianach. Właściwie nigdy ich nie ściągam i nie używam jako pilotów, jedynie jako wyłączników. Wolę powiedzieć do Siri co ma zrobić ze światłem, niż sięgać po pilot. Tym bardziej, że Siri mogę zrobić o wiele więcej – włączyć dowolną scenę, zmienić jasność tylko jednego światła nie ruszając pozostałych itd.

Philips Hue ściemniacz pilot

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej zestaw startowy (3 żarówki plus 1 ściemniacz i mostek)

Nie mam żadnych lamp stojących, pasków ledowych itd. Jedynie kolorowe żarówki, drugiej generacji (na gwint E27), które służą jako oświetlenie sufitowe. Innych lamp niż te na suficie w ogóle nie mam. Gdybym miał, to też koniecznie trzeba by je przerobić na smart. Inaczej miało by to niewielki sens.

W moich żarówkach można zmieniać nie tylko temperaturę światła, ale da się ustawić dowolne kolory. Na co dzień jest mi to niepotrzebne, ale zakres „bieli” od 2000 do ponad 5000K jak najbardziej się przydaje. Kolory byłyby dużo bardziej użyteczne, gdybym zamiast projektora miał TV, albo przynajmniej ekran do projekcji dziennej. Wtedy ustawiłbym żeby oświetlenie w pomieszczeniu współgrało z tym co się wyświetla na ekranie.

Niestety kompletnie nie sprawdza mi się używanie geolokalizacji. Chodzi mi o automatyczne włączanie/wyłączanie oświetlenia gdy się wchodzi i wychodzi z domu. Mieszkam w miejscu, w którym często wychodzę zjeść lub posiedzieć kilka pięter niżej. Czyli jestem w tym samym budynku, pod mieszkaniem, ale dla GPSu to wciąż ta sama lokacja. Planuję to rozwiązać jakimś beaconem, ew. czujnikiem ruchu. Ale to już tylko z chęci całkowitej automatyzacji, bo spokojnie mógłbym się bez tego obejść dzięki ściemniaczom i siri. Natomiast w ogóle nie rozumiem osób, które robią smart światła i MUSZĄ je obsługiwać telefonem, bo nie mają ustawionej pełnej automatyzacji albo dedykowanych wyłączników na ścianach.

Pewnie część z was zastanawia się, czy takie smart oświetlenie nada się do pomieszczenia retuszerskiego, bo w końcu można regulować zarówno jasność jak i temperaturę światła. Teoretycznie się nada, ale w praktyce prościej użyć świetlówki, którą łatwiej równomiernie oświetlić duży obszar.

Gniazdko Elgato Eve Energy

Smart gniazdko Elgato Eve Energy HomeKit

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Właściwie jest to przejściówka, którą się wkłada do gniazdka, a do niej podpina urządzenie, które ma być zasilane. Kupiłem to gdy nie było żadnej alternatywy – tylko Elgato miało takie gniazdko natywnie wspierane przez HomeKit, a ja miałem dość włączania i wyłączania lampy zwykłym pilotem, który wiecznie był nie tam nie go potrzebowałem. Elgato działa dobrze, ale uważam, że jest za drogie na to co oferuje. Poza tym obecnie Fibaro ma świetne smart gniazdka (bardzo kompaktowe). Pojawiło się też kilka innych opcji i myślę że nie ma sensu dopłacać tylko po to, by mieć Elgato. Poza tym, że można to gniazdko zdalnie włączać i wyłączać, to mierzy pobór prądu i wyświetla w aplikacji statystyki z tym związane. Były okresy gdy ewidentnie coś nawaliło i mam wówczas „brak danych”, ale w obecnym oprogramowaniu chyba jest to poprawione.

Później kupiłem Philips Hue i gniazdko stało się zbędne, więc na siłę wymyśliłem mu zastosowanie. Jest wpięte w dystrybutor wody (to co ją podgrzewa do wrzątku i schładza do lodowatej temperatury, tak żeby w każdej chwili była gotowa do nalania). Więc teraz gdy idę spać, to Elgato automatycznie mi ten dystrybutor wyłącza. Jako że wstaję o różnych porach, to uruchomienie nie następuje o konkretnej godzinie, tylko gdy po nocy światło w salonie zostanie włączone (ale tylko w godzinach, w których są szanse, że już wstałem na dobre. Jak zrobię to w środku nocy, to dystrybutor pozostaje nieaktywny). Daje to oszczędność max kilka złotych miesięcznie, więc niezbyt oszałamiający wynik, no ale na nic innego mi to potrzebne nie jest w tej chwili. Jednak nie mam żadnych wątpliwości, że jakbym to sprzedał, to następnego dnia pojawi się 10 świetnych możliwości żeby to wykorzystać.

Robot odkurzający Xiaomi Vacuum Cleaner

Robot odkurzający Xiaomi Mi Vacuum Cleaner

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Odkurzanie to kompletna strata czasu. W Tajlandii właściwie cały czas chodzi się po mieszkaniu boso, więc jak się nie odkurzy każdego dnia, to po chwili ma się pełno tych wszystkich miniaturowych śmieci na nogach. Potrzebny mi był zrobotyzowany odkurzacz. Wymagania: cichy i w miarę szybko sprzątający (a więc potrafiący zeskanować pomieszczenie i jeździć po nim uporządkowanym sposobem).

Ileż ja się naoglądałem testów robotów-odkurzaczy, zanim kupiłem Xiaomi… Na początku w ogóle nie brałem go pod uwagę (kupowałem moment po premierze, gdy poza Azją jeszcze nie był popularny). Wybierałem pomiędzy Roombą 980 i Neato Connected – oba były w podobnej cenie. Wybór padł na Neato, ale że miał to być zakup na bardzo długie lata, to martwiło mnie jak często trafiałem na dyskusje o awariach. Ostatecznie dostałem info, żeby koniecznie sprawdzić jeszcze Xiaomi. Wcześniej przez niską cenę założyłem, że to jeden z tych odkurzaczy, które rozbijają się po mieszkaniu w losowym kierunku tak długo, aż stastystycznie nie będzie szans, że coś ominęły. „Trochę” się zdziwiłem widząc jaka technologia w tym siedzi i jak dobrze wypada w zestawieniu z topowymi modelami Neato i Roomby. Stwierdziłem że skoro Xiaomi kosztuje kilka razy mniej, a wypada równie dobrze, a często lepiej, to zaryzykuję i kupię. To było w okolicach końca roku 2016 i po tym czasie mogę spokojnie napisać, że to był jeden z najlepszych zakupów w moim życiu.

Ustawiłem go tak, żeby sprzątał rano, zanim jeszcze się obudzę. Mieszkanie mam w panelach, bez żadnych dywanów, więc u mnie nawet tryb ultra cichy sprawdza się bardzo dobrze. Wjeżdża do sypialni jak śpię, nie budząc mnie przy tym. Jednak to pewnie dlatego, że zawsze mam stopery. Odkurzacz od kilku miesięcy zamiast mówić po chińsku, komunikuje się językiem angielskim. Ma też całkiem dobrą aplikację, w której można ustawić harmonogram, sprawdzić statystyki sprzątania (sumaryczne i dla ostatnich kilkunastu razy), zobaczyć mapę mieszkania stworzoną przez odkurzacz, z naniesioną trasą przejazdu itd. Mapa bardzo się przydaje na początku, żeby wiedzieć czy nie ma miejsc, w które robot nie potrafi się dostać.

Robot odkurzający Xiaomi Mi Vacuum Cleaner

Sprzątanie nawet w trybie cichym jest bardzo dokładne. Póki co nie poradził sobie tylko z wciągnięciem niektórych kulek z płatków podobnych do Nesquika (bo szczotka je odbijała) i z wykałaczkami. Ale to w trybie cichym, a po nim jest jeszcze standardowy, maksymalny i turbo. Jednak używam ich tak rzadko, że nie wiem czy wtedy byłoby lepiej. Przez wspomniany brak dywanów, od kilkunastu miesięcy szczotki mi się niemal w ogóle nie zużyły, a filtr HEPA wystarcza na pół roku i kosztuje kilkanaście złotych.

Oczywiście nie ma róży bez ognia, czy jakoś tak. Xiaomi nie daje rady pokonać jednego progu jaki mam – w tajskich łazienkach są one bardzo duże – u mnie 5 cm. Fajnie też jakby się dało na mapie zaznaczyć jaka część mieszkania ma być omijana – teraz się to robi paskami magnetycznymi. Obecnie jest już nowsza generacja tego odkurzacza, która to ostatnie potrafi robić. Dodatkowo nowsza wersja ma też zbiornik na wodę i może prowizorycznie mopować oraz radzi sobie z wyższymi progami, ale wciąż nie tak dużymi jak mam u siebie.

Smart oczyszczacz powietrza Xiaomi Air Purifier 2

Oczyszczacz powietrza Xiaomi Air Purifier 2

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

W niektórych częściach Azji oczyszczacze powietrza są równie powszechne co klimatyzacja czy ogrzewanie. Akurat w Tajlandii tak nie jest, mimo że smog tutaj potrafi być równie wielki jak w Polsce podczas zimy. Kupiłem Xiaomi Air Purifier 2, bo nie znam dla niego żadnej alternatywy. Jest wyjątkowo tani, wystarczająco wydajny i bardzo skuteczny, w trybie cichym w ogóle go nie słyszę, filtry też ma jedne z tańszych. Wydaje mi się że do dzisiaj nie powstała dla tego żadna bezpośrednia konkurencja. Ludzie kupowali je nawet za podwójną cenę, bo nawet wtedy była to mega okazja w porównaniu do konkurencyjnych smart oczyszczaczy (szczególnie biorąc pod uwagę koszty eksploatacji). Teraz można je już bez problemu kupić w Polsce i bardzo dużo osób, które znam, to zrobiło.

„Niestety” okazało się, że u mnie był to zakup chybiony. Bangkok faktycznie jest pogrążony w smogu, ale miejsce w którym mieszkam okazało się być wolne od zadymionego powietrza (drzewa + a okna osłonięte od wiatru z ulicy i autostrada dopiero kilometr dalej). Z pomiarów wynika, że powietrze w mieszkaniu jest niemal idealnie czyste bez oczyszczania. Chyba nigdy nie widziałem u siebie więcej PM 2,5 jak 50 AQI/m3 (ok. 12μg), a zazwyczaj kilkadziesiąt procent mniej. Czyli Xiaomi niezbyt ma co filtrować. Wcześniej nie miałem miernika, więc o tym nie wiedziałem. Ostatecznie wstawiłem Air Purifier 2 do sypialni i zaprogramowałem na oczyszczanie powietrza godzinę przed spaniem. Przy takim użytkowaniu teoretycznie jeden filtr wystarcza na ok. 5 lat, zamiast na standardowe 6 miesięcy.

Waga Xiaomi Smart Fat Body Scale 2

Xiaomi Mi Smart Scale 2.0 Body Fat

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Waży i mierzy BMI, masę kostną mięśniową itd. Podejrzewam że do pomiarów z urządzeń profesjonalnych jest jej bardzo daleko, więc traktuję to orientacyjnie. Najważniejsze że waży dobrze. Łączy się z aplikacją, do której wysyła wszystkie informacje, a te następnie lecą do Apple Health. Ręczne notowanie wagi mnie już irytowało, a nic tak nie motywuje do diety, jak spojrzenie na wykres wagi, który wędruje w kierunku kosmosu.

Kupiłem ten model z powodu wspomnianej spółpracy z Apple Health i przez niską cenę. Konkurencja była kilka razy droższa. Niestety design nie powala. Wolałbym też, żeby komunikacja z telefonem była rozwiązana jakoś inaczej. Obecnie trzeba mieć uruchomioną aplikację podczas ważenia. Co prawda wystarczy to zrobić co jakiś czas – archiwalne dane też zostaną wtedy przesłane. Jednak mimo wszystko – niewielka baza bluetooth’owa wpięta w router i wysyłająca dane dalej, była by wygodniejsza. Niestety chyba żadna waga tak nie robi, co pewnie ma jakieś uzasadnienie, o którym nie pomyślałem.

Inne smart rzeczy
Jest tego tyle, że trzeba by zrobić osobny wpis i kiedyś może to nastąpi…

Inne

Szklanki Mighty Mug

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej obecnie sprzedawany model

Może to mało technologiczna rzecz, ale przy pierwszej styczności z tymi szklankami (i kubkami) ma się wrażenie, działa na nie jakaś magia.

Ileż to ja już klawiatur zalałem herbatą. Raz mi nawet cały napój przeleciał przez obudowę, ledwo mijając płytę główną. Trochę już miałem tego dość, a jeszcze bardziej mój portfel. Mighty Muga nie da się przewrócić, mimo że podnosi się go jak każdą inną szklankę. Oczywiście jak wezmę kij bejsbolowy i nim przywalę, to wprawię szklankę w ruch, albo rozpadnie się na kawałki, ale niechcące przywalenie ręką jej nie przewróci. To za sprawą sprytnego mechanizmu, który jest pod kubkiem (jego częścią jest oczywiście przyssawka). Ja używam wersji dużej, wyglądającej jak zwykła, sporej wielkości, szklanka. Jest zrobiona z plexi dość grubej, by można było trzymać w ręce kubek z wrzątkiem. Ale większość modeli Mighty Mugów to zamykane kubki.

Postaram się wrzucić na swojego Instagrama filmik pokazujący jak to działa.

Torba Peak Design Sling 5L

Torba fotograficzna Peak Design Sling 5l

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej. Jest też wersja czarna

Firmę Peak Design pokochałem gdy podesłali mi do testów Messengera – świetnie zaprojektowaną i bardzo dobrze wykonaną torbę fotograficzną, opisywałem ją już na blogu. Wcześniej toreb prawie w ogóle nie używałem #TeamPlecak, ale Messenger był tak dobrze zrobiony, że mocno zmienił moje podejście. Tylko że potrzebna mi była jeszcze jedna, znacznie mniejsza torba, do codziennych wypadów na miasto. Miała pomieścić: iPada Pro 10,5” z klawiaturą, aparat kompaktowy, słuchawki wokółuszne, power bank, statywo-selfie stick od Xiaomi i parę drobiazgów, kabli itd. Torba miała być przy tym bardzo lekka, odporna na zachlapania, z szybkim dostępem do wszystkiego i wygodna w noszeniu, czyli m.in. z wygodnym paskiem. Niestety Peak Design takiej torby nie miało. Był co prawda Sling 10l, jednak do moich potrzeb był dwa razy za duży – na szerokość taki sam jak mój Messenger, więc natychmiast odpadł.

Szukałem u innych firm odpowiedniego modelu, ale bez efektu. Nie było niczego co by mi odpowiadało. Szukałem tak długo, aż w końcu Peak Design taką torbę stworzyło… Peak Design Sling 5l. kupiłem ją w Polsce, bo niestety w Tajlandii Peak Design nie są oficjalnie dostępne, przez co ceny mają kosmiczne.

Sling 5l jest brzydsza od wersji 10l, do tego nie ma koloru, który lubię najbardziej. Nie zaskakuje też znakomitymi rozwiązaniami jak model Messenger. Jednak ma niemal dokładnie ten rozmiar jakiego potrzebuję, jest lekka i bardzo wygodna w noszeniu – prawie w ogóle jej nie czuję na plecach i na ramieniu. Mogę się bez problemu przeciskać w tłumie ludzi, bez ciągłego uważania żeby w kogoś nie uderzyć.

Torba fotograficzna Peak Design Sling 5l

Co prawda w specyfikacji jest zaznaczone, że iPad Pro 10,5” się nie zmieści (i nawet odwołałem pierwsze zamówienie z tego powodu), jednak okazało się, że jest inaczej. Chociaż nie powiem żeby się go wkładało tam bardzo wygodnie. Wchodzi ledwo, ledwo. Jest to torba fotograficzna, a więc ma przegrody montowane na rzepy, którymi można modyfikować środek. Peak design ma te przegrody inne niż wszystkie pozostałe firmy, pozwalają na o wiele lepsze wykorzystanie przestrzeni. Np na ułożenie jednego obiektywu nad drugim itd.

Mój Nikon D810 z obiektywem Sigma 50 mm 1,4 HSM da się na chama upchać do tej torby, ale ewidentnie jest na to za mała. Bezlusterkowiec pełnoklatkowy wszedłby już raczej bez większego problemu, ale bez jakiegokolwiek dodatkowego obiektywu. Można też zamontować aparat na zewnątrz, za pomocą uchwytu Capture, bo Sling ma miejsce na niego. Jednak nie kupiłem tej torby żeby nosić pro sprzęt fotograficzny, robię to bardzo okazjonalnie.

Xiaomi selfie stick (statyw na telefon)

Xiaomi selfie stick

Kliknij tutaj żeby zobaczyć w porównywarce cenowej

Mam to zawsze w torbie i używam do wszelkich wideo rozmów. Po postawieniu na stole, telefon znajduje się na wysokości głowy, czyli idealnie by nie wyglądać jak swoja własna karykatura. Nada się też do robienia wszelkich live. Oczywiście nie jest tak stabilny jak normalny ciężki i wielki statyw, ale swoje zadanie spełnia. Jako selfie stick nie używam go w ogóle, bo nie rozumiem czemu miałbym chcieć robić sam sobie zdjęcia, ale funkcja statywu przydaje się bardzo.

Xiaomi selfie stick

Jeśli interesują cię takie tematy, to zachęcam do śledzenia mnie na Twitterze. Tam moje posty są głównie nt. najróżniejszego sprzętu.

Udostępnij