Search
Close this search box.
10519766_704877062914141_8806259540621188563_o

Kamienie milowe w rozwoju fotograficznym. Sprzęt: 10 najważniejszych zakupów

Jest wiele rzeczy, które mogą dać mocnego kopa podczas nauki fotografowania, część z nich można kupić. Pewnie u każdego będzie to coś innego i w dużej mierze zależy od tego, co się fotografuje. Zrobiłem listę tych rzeczy, które dla mnie miały BARDZO duże znaczenie. Wymieniam tutaj tylko sprzęt, ale bardzo możliwe, że w przyszłości pojawi się osobny wpis o rzeczach niematerialnych.

Wszystko co umieściłem na poniższej liście, miało ogromny wpływ na moje zdjęcia. Niekoniecznie na to, że stały się lepsze – po prostu zyskałem nowe możliwości, dzięki którym mogłem się nauczyć nowych rzeczy, albo znacznie ułatwiły robienie tego co chciałem.

Pierwszy poważny aparat

O ile najtańszą lustrzankę z kitowym obiektywem można nazwać w ten sposób… To był po prostu mój zupełny początek z fotografowaniem i dzięki temu zakupowi wziąłem się za fotografię, zamiast odkładać to na później (co się często kończy na „nigdy”). Uważałem wtedy, że kupię jeden z najtańszych zestawów „aparat + obiektyw” i wystarczy mi to na lata. Ew. dokupię drugi obiektyw i na tym koniec. Światło błyskowe? NIGDY. Nie dość, że trzeba je ustawić w odpowiednim miejscu, to jeszcze dobrać w każdej lampie odpowiednią moc, wysokość, kąt pochylenia i w dodatku umieścić to wszystko w jakichś softboxach czy czymś. Wtedy to była czarna magia. Ale po co komu światło błyskowe, jak jest słońce, nie?

Pierwsza reporterska lampa błyskowa ze statywem do niej

Matryca kompletnie nieradząca sobie w słabym świetle szybko zweryfikowała moje poglądy. Przynajmniej częściowo – potrzebowałem lampy, żeby zdjęcia były jasne, a nie żeby były dobre. Kupiłem lampę z pełną automatyką. Początkowo używałem jej na aparacie, ale kombinując jakby to światło rozproszyć przynajmniej kartką papieru, odbić od czegoś itd. Mimo wszystko nigdy bym nie powiedział, że to pod jakimkolwiek względem był istotny etap w nauce robienia zdjęć. 

Taki moment nastał dopiero wtedy, gdy zacząłem stawiać lampę na statywie (czyli to, czego zakładałem, przenigdy nie robić…). Jako modyfikatora używałem cały czas parasolki transparentnej, ale to głównie z braku funduszy na cokolwiek innego. Teraz bym inaczej rozdysponował środki – kupił tańszą lampę, a do tego przynajmniej softbox oktagonalny.

Do sterowania i wyzwalania tej lampy używałem systemu CLS, wbudowanego w Nikony. Wykorzystywał podczerwień, przez co lampa musiała się widzieć z aparatem (albo w pobliżu coś musiało odbijać światło). Mocno kulawe rozwiązanie.

Pierwszy jasny obiektyw

Lustrzanka bez dobrych obiektywów jest bezwartościowa. Tak wszyscy mówili. Zakładałem że przesadzają… 

Miałem kit 18-55 mm F/3,5-5,6. Do póki fotografowałem jedynie motocykle w bezruchu, to byłem z niego zadowolony. W dużej mierze dlatego, że nie wiedziałem jakby moje zdjęcia wyglądały na lepszym obiektywie. 

Kupiłem jaśniejszy obiektyw tylko dlatego, że kumpel nie dawał mi żyć, co chwilę mówiąc jaka to przydatna byłaby stałka 50 mm 1,8. Dopiero gdy już ją miałem, zacząłem rozumieć skąd takie parcie na kupowanie jak najjaśniejszych obiektywów. Inna sprawa, że drugi raz bym tego obiektywu nie kupił. Wolałbym 35 mm + 85 mm (nie miałem wtedy pełnej klatki, na niej brałbym 50 mm + 135 mm). Jednak wtedy taki wydatek nie wchodził w grę, a 50 mm miało być ostatnią rzeczą, na jaką wydam pieniądze w fotografii…

Tablet piórkowy

W zdjęciach jakie robię, tablet piórkowy przyspiesza obróbkę tak bardzo, że w tej chwili nawet nie umiem sobie wyobrazić powrotu do pracy bez niego. Po prostu zmieniłbym branżę, zamiast się męczyć w Photoshopie z myszką czy touchpadem. O tym jak bardzo tablet się przydaje słyszałem już wcześniej, ale ponownie – dotarło to do mnie dopiero gdy sam spróbowałem i nauczyłem się go używać. Wziąłem najtańszego Wacoma, bo model wyższy był zdecydowanie za drogi. Dopiero po kilku latach wymieniłem go na serię profesjonalną.

Kolejne lampy reporterskie

Dzięki nim w końcu mogłem skupić się na tym, jak oświetlić plan zdjęciowy, a nie jak obejść ograniczenia związane z posiadaniem tylko jednej lampy. Na początku i tak nie miałem pojęcia jak te dodatkowe światła rozstawiać, ale w końcu mogłem ćwiczyć. 

Moje dodatkowe lampy nie wspierały CLS, wyzwalałem je przez fotocele. Nowe lampy były całkowicie manualne i przy okazji bardzo tanie, więc nawet jak spadną ze statywu, czy się trochę zamoczą, to nie ma ich szkoda.

Obecnie tylko takich używam, tyle że nowszego modelu (plus oświetlenie studyjne oczywiście).

Wyzwalanie radiowe

Zarówno z podczerwienią jak i z wyzwalaniem błyskiem jest ten problem, że nadajnik (aparat) i odbiornik (lampa) muszą się widzieć. O ile przy jednej lampie jakoś się to sprawdza, to przy kilku robiło problemy. Przesiadłem się więc na wyzwalacze radiowe. Niestety chcąc zmienić moc lampy, musiałem do niej podejść i zrobić to przyciskami, umieszczonymi na jej obudowie. Mimo wszystko wolałem taki sposób i pewność, że każda lampa się zawsze wyzwoli. 

Później technologia poszła do przodu i teraz na nadajniku mogę sobie ustawiać moc wszystkich lamp.

Statyw boom

Jak tylko zacząłem robić zdjęcia twarzy, to zorientowałem się, że przy ujęciach na wprost preferuję bardzo symetryczne oświetlenie, z jedną lampą główną. Problem w tym, że statyw na którym była lampa, znajdował się zazwyczaj centralnie przed obiektywem i nie zawsze można było się ratować w poniższy sposób:

Potrzebowałem statywu typu „boom”. Niestety fundusze nie pozwalały na zakup, więc zmontowałem go sobie z tych statywów, które już miałem (dwóch połączonych uchwytem do blend).  

W końcu zrezygnowałem z samoróbki, na rzecz fabrycznego booma z kółkami.

 

Pierwsza lampa studyjna i Beauty Dish

Dużo się naczytałem jaki to ten beauty dish jest magiczny. Chciałem w końcu spróbować go używać, ale nie widziałem sensu by robić to z lampami reporterskimi. Były za słabe, poza tym przy używaniu ich na pełnej mocy, wymagały przerw na schłodzenie. Dlatego decydując się na beauty disha, wziąłem od razu lampę studyjną.

Najtańszą pseudo firmową, co jak się później okazało, było błędem. Nie dość, że brakowało mi w niej mocy (200 Ws), to jeszcze była fatalnie wykonana. Długo nie trwało zanim się rozleciała, na szczęście ją „naprawiłem”:

Monitor graficzny

O monitorach napisałem już tyle, że nie ma sensu żebym cokolwiek dodawał :). W końcu mogłem zobaczyć jak moje zdjęcia faktycznie wyglądają i ich obróbka miała większy sens.

Obiektyw 135 mm (na pełnej klatce)

W aparacie APS-C miałem obiektyw 50 mm do kadrów portretowych i zdecydowanie to nie było to co by mi się marzyło. Kompletnie mi nie podchodziła ta ogniskowa. Kiedy przyszła pora na pełną klatkę i wymianę obiektywów, mogłem kupić typowo portretowe 135 mm, albo bardzo często polecane 85, ew. 105 mm. Wtedy już wiedziałem na 100%, że za wszelką cenę chcę 135 mm. „Za wszelką cenę” można w tym przypadku potraktować bardzo dosłownie, bo niestety była to najdroższa opcja, w dodatku wówczas niemal niedostępna. Obdzwaniałem każdy sklep w kraju, aż w końcu, w jakimś sprawdzono dokąd poleciała ostatnia sztuka, która znajdowała się w Polsce. Później te obiektywy zniknęły z rynku na tak długo, że wróżono zaprzestanie ich produkcji, ale znowu stały się dostępne.

Wracając do 85 mm – po prostu jej nie lubię. Do bardzo bliskich ujęć nadaje się średnio, a przy nieco dalszych ujęciach trzeba się bardziej przejmować tłem niż w 135 mm, co przy używaniu blendy w roli tła ma znaczenie. Natomiast na APS-C brałbym właśnie 85 mm.

Ten obiektyw był dla mnie bardzo istotny, bo wtedy to właśnie kadry portretowe stanowiły ponad 90% moich fotografii (zresztą do dzisiaj jest ich najwięcej).

Podsumowując

Nie celowałem w równą liczbę, po prostu okazało się, że jest właśnie 10 rzeczy związanych z kupionym sprzetem, które mogę zaliczyć do przełomowych. Trochę funduszy wtedy kiepsko rozdysponowałem, np. kupując topowy model lampy systemowej, mimo że na statywie równie dobrze sprawdziła by się taka 10 razy tańsza. Natomiast kupno najtańszej lampy studyjnej szybko się zemściło. Kupiłem też obiektywy zupełnie mi zbędne, jak chociażby 28-70 mm F/2,8 (od Sigmy). Po prostu sam wtedy nie do końca wiedziałem czego mi potrzeba. Mając konkretnie sprecyzowane wymagania jest znacznie prościej.

Przesiadki na coraz to lepszy ekwipunek były mało istotne, najważniejsze było mieć cokolwiek z danej kategorii, żeby samemu potestować jak działa i co z tym można zrobić.

Udostępnij